CHUPACABRA’S VS THE ALAMO
–
CZUPAKABRY KONTRA ALAMO
Wbrew pozorom ciężko jest spieprzyć film, jeśli posiada on ciekawą fabułę, dobrych aktorów czy choćby zadowalające efekty. Jak się słusznie domyślacie, prezentowana tutaj kloaczna bździna nie posiada żadnych pozytywnych cech wymienionych powyżej.
Latynoski gliniarz i podstarzały maczo w jednym, wraz ze sporo młodszą partnerką w przełajowych biegach będą musieli rozwiązać tajemnicę ogromnego stada dzikich stworzeń, które używając swych niezbyt pokaźnej jakości ząbków szatkuje mieszkańców miasteczka.
Czupakabry (rękę dałbym sobie obciąć, że ponoć istnieje jedna) nie boją się nikogo i niczego. Z właściwym sobie wdziękiem pożerają nie tylko gangsterów, ale także antyterrorystów płci różnej.
Jak wyglądają? Jak skrzyżowanie podrośniętego ratlerka z wyliniałą hieną… powaga. Jakoś może przeżyłbym kalekie animacje, gdyby pomysł na wygląd bestii jakoś to rekompensował, a tak, oczy widza niemalże pękają, gdy stworki pojawiają się na ekranie.
Zawodzi również leciwy, zrobiony na odpierdol finał. Bohaterowie broniący się w odrestaurowanym budynku znajdują tajemne drzwi, których nikt od wieków nie mógł znaleźć, do tego strzelają z archaicznych muszkietów w ogóle nie przejmując się amunicją…
Choć jest to syf i to spory, to jednak przy czterech piwkach da się jako tako na nim wysiedzieć, choć ze względów finansowych (alkohol poszedł w górę) odradzam.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: