TARANTULA
Jak żyje, nie widziałem jeszcze tak spasionego chomika! Żebyście go ludziska widzieli! Nie dość, że był wielkości labradora, to jeszcze pożywiał się wyłącznie wstrzykiwaną dożylnie substancją, będącą zapewne silnym narkotykiem. A może to była świnka morska?
Nieistotne. Ważne jest natomiast to, że pajęczak szprycowany przypominającym botoks paskudztwem ucieka ze swojego akwarium i przybierając coraz większe rozmiary zaczyna polować.
Jego ofiarą padają świnie, dziki, osły, muły, kucyki, konie, żyrafy… słowem na wszystko co żywe, nie ma on bowiem żadnych naturalnych wrogów w świecie zwierząt i jedynym co może utrzeć mu nogogłaszczki jest potężny kuksaniec ludzkiej myśli technologicznej.
Jeśli przymkniecie oczy na takie pierdoły jak monochromatyczny obraz, niezbyt porywające sceny akcji i macie w sobie odpowiednią ilość luzu (bądź wypaliliście co nieco przed seansem) łykniecie ten zamierzchły majstersztyk już po dwóch piwkach.
O efektach nie ma co gadać, bo film powstał jedynie 30 lat po tym, kiedy Mussolini przybił faszystowską „piątkę” z Watykanem, więc nie ma się czepiać.
Mimo mojego zachwytu, poleciłbym go wyłącznie wspomnianym wcześniej luzakom (choć ja od pewnych specyfików stronię) oraz tym, którzy potrafią wznieść się ponad wyżyny własnych uprzedzeń spowodowanych archaizmem tejże produkcji.
Dla zainteresowanych:
https://archive.org/details/PhantasmagoriaTheater-Tarantula1955871
Werdykt: