Jeśli Twoje kung-fu jest takie dobre dlaczego handlujesz badziewiem na ulicy?
Tym, jakże celnym, pytaniem pracownica Urzędu Migracyjnego zaskakuje bohaterów filmu The Ghouls-Mojin, ninja-rabusiów grobowców, którzy aktualnie zawiesili działalność. I mniej więcej od tej konfrontacji bezdusznego urzędnika z legendarnymi poszukiwaczami skarbów zaczyna się akcja filmu, który jest gdzieniegdzie opisywany jako chiński Indiana Jones albo Tombrider.
Nie wiem jak z Tombraiderem bo niespecjalnie oglądałem. A co do porównań z Indianą Jonesem to niestety nie do końca.
Historia generalnie wpisuje się w standardy gatunku filmów o poszukiwaniach skarbów. Opowiada bowiem o grupie śmiałków specjalizujących się w odnajdywaniu skarbów w starożytnych grobowcach, dokonujących tego z niemałą wprawą (co w azjatyckim kinie oznacza głównie akrobacje po sufitach i inne takie), co czyni ich umiejętności poszukiwanymi na tym rynku. Niemniej jednak akcja rozpoczyna się, jak już wskazałem, w momencie w którym śmiałkowie porzucili swoją profesję i grupa jakby trochę się rozpadła. Oczywiście profesja nie zapomniała o nich, co skutkuje tym, że trochę pod przymusem złych postaci muszą się zejść ponownie aby uskutecznić swój finalny (Tomb)rajd.
Niestety daleko całemu filmowi do uroku i konstrukcji Indiana Jonesów (no chyba, że 4 albo ewentualnie 2), bardziej przypomina hollywodzkie produkcje w gatunku „Mumii” czyli jakby to samo, ale nie do końca. Nie ma jakiejś szczególnej zagadki ani napięcia zbudowanego przez nagłe niespodziewane zmiany sytuacji bohaterów (takich twistów jak w moim ulubionym Jonesie czyli ostatniej krucjacie, gdzie co chwila ganiający zamieniał się z ganianym i na odwrót i tym podobne tricki polegające na tym, że niczego się nie mogłeś do końca spodziewać no chyba, że nazistów za rogiem). Mamy po prostu akcję pędzenia przez kolejne komnaty olbrzymiego grobowca.
Na szczęście sama akcja jest niezła i trochę to ratuje tą produkcję. Jest widowiskowo, a i lokacje, pułapki i inne takie mają rozmach. Jest w sumie na co popatrzeć. W pewnym momencie pojawia się też element grozy w postaci umarlaków i też się dzieje. Fajna jest domieszka „azjatyckości”, tj. właśnie całe opakowanie akcji w wariacje akrobacje, typowy dla gatunku humor i inne takie wstawki w stylu asystentki głównej antagonistki nie odzywającej się wcale za to widowiskowo wywijającej wszelkimi rodzajami podręcznych kos, a to wszystko w mundurku szkolnym, nawet z tornistrem (osobliwie wygodnym do łażenia po grotach). Jest też lekko dramatyczna retrospektywna historia miłosna oraz aktualne ciągłe przekomarzanki bohaterów.
Całość to porostu typowy blockbuster o poszukiwaniu skarbu ukrytego w grobowcu/jaskini/piramidzie itp najeżonym pułapkami i zombie, z naciskiem raczej na akcję niż w fabułę, no i w wydaniu chińskim. Da się to przeżyć, ale świata wam nie zmieni. Ot taka lekka rozrywka, wykonana starannie według reguł gatunku, przy tym jednak odpowiednio zachowawczo. Nadawałoby się na mega hit w Polsacie, na odstresowanie od poniedziałku. No i jak się pewnie już połapaliście nie jest to horror, ale film przygodowy z elementami grozy,
http://horroryonline.pl/film/the-ghouls-mojin-the-lost-legend-gui-chui-deng-xun-long-jue-2015/727