Musze się wam przyznać, że podchodziłem do tego filmu jak pies do jeża. Przy każdej próbie kliknięcia na przycisk „Play” ręka zawisała mi w powietrzu, pociłem się nerwowo drepcząc wokół komputera, a w końcu i tak kończyło się na tym, że leżałem na łóżku pogryzając kabanosy. Co to były za emocje!
Po bardzo długim czasie stwierdziłem jednak, że dłużej nie wypada zwlekać i czas najwyższy zebrać w sobie całą odwagę potrzebną do przetrwania tego, miałoby się zdawać „gówna”. Dlaczego tak brzydko wyrażam się o tym filmie? Ponieważ oglądając cholernych „Tropicieli mogił” wynudziłem się jak diabli, a mój dobry znajomy stwierdził, iż oba filmy są iście bliźniacze… co on, oczu nie miał czy co?
W każdym razie wystarczy powiedzieć, że choć recenzowany tu film łba mi nie urwał, to bawiłem się na nim znacznie lepiej niż na wspomnianym przeze mnie paździerzu, którego niemiłosiernie zjadę w osobnej recenzji za jakiś czas.
W „Paranormalnej aktywności” widz spotyka się parką, która jest stereotypowa aż do bólu. Panienka jest w miarę ogarnięta i marzy by w przyszłości zostać ortoprotetyczką… czy może nauczycielką angielskiego? Mniejsza o to. W każdym razie odkąd była dzieckiem coś nawiedza ją, gdy ta próbuje zasnąć.
Po latach względnego spokoju „coś” powraca, by dalej dręczyć dziewczynę. Teraz ma ona jednak obrońcę w postaci swego faceta, który jest kompletnym, pozbawionym wyobraźni tumanem, bęcwałem, łajzą, prostakiem i ogólnie mówiąc wkurwiającym widza typem.
Upiera się on, by nagrywać wszystko co dzieje się w domu i zarejestrować skutki działania złego ducha. Oczywiście prowadzi to do wielu przykrych oraz dziwacznych sytuacji, które tylko pogarszają sprawę tak, że nawet doświadczony znawca duchów nie jest w stanie im pomóc.
I tak sobie ludziska śpią, kłócą się i doświadczają nieczystych, duchowych emanacji. Wszystko to jest polane sztampowym do bólu i powtarzalnym sosem, ale przyznać trzeba, że o dziwo swój urok to ma, a jest to rzecz, której kompletnie się tu nie spodziewałem.
Dzisiaj załączę sobie kolejną część i zobaczymy czy po niezłej „jedynce” spotka mnie zawód w kolejnych odsłonach serii. W każdym razie mam nadzieję, że tym razem przeczucie mnie zawiedzie.