Na pewno mieliście kiedyś sytuację, w której w połowie miesiąca zabrakło wam pieniędzy na fajki, papier toaletowy oraz żwirek dla kotów, prawda? Część z was bez żadnej litości podbierała mamie drobniaki, rozwalała świnki skarbonki młodszym siostrom lub też brała na kredyt w osiedlowych sklepach.
Wspominam o tym dlatego, że producenci tego wątpliwej jakości dzieła, również musieli poczuć pustkę w kieszeni i wypuścili kontynuację „Luster”, która jest niczym innym, jak bezwstydnym skokiem na kasę.
Warto jeszcze wspomnieć o tym, że za reżyserię wziął się Victor Garcia. Facet, którego specjalnością jest produkowanie sequeli, które zawsze są znacznie gorsze, niż pierwowzory. „Powrót do domu na przeklętym wzgórzu”, „Hellraiser: Revelations”… chyba wiecie, co mam na myśli.
Bohaterem filmu jest Max, młodziak, którego narzeczona zjednoczyła się z glebą na skutek wypadku samochodowego. Za kierownicą siedział wówczas on sam i od tego czasu stara się jakoś dojść do ładu ze swoją skołataną psychiką.
W ramach mentalnej rekonwalescencji przyjmuje on pracę jako ochroniarz w nowo oddanym do użytku centrum handlowym, lecz już pierwszej nocy dochodzi dziwacznych zdarzeń, które Max początkowo bierze na karb swoich traumatycznych przeżyć.
Gdy okazuje się, że przywidzenia mają swoje odbicie w rzeczywistości, a ludzie, których niedawno poznał giną w zawrotnym tempie, chłopak postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rozwikłać zagadkę, która kryje się za brutalnymi zgonami.
Sami wiecie, że prawo „drugiej części” sprawdza się w 95% filmów i niestety, tak jest i w tym przypadku. O ile „jedynka” była bardzo fajna i przyjemnie podziwiało się perypetie głównego bohatera, to sequel jest już robiony na siłę, a kilka niezłych zgonów i naga panienka, która wystąpiła w tym filmie tylko po to, by pokazać trochę ciała to za mało, by uratować tą produkcje.
Jest cholernie sztampowo, często pizga nudą, a sam finał, podobnie jak każdy aspekt tego filmu rozczarowuje i poza kilkoma krwawymi momentami nie ma zbyt wiele do zaoferowania.