W świecie survival horroru marka Outlast ma status pozycji kultowej. Dawno temu ograłem „jedynkę” i po moim doświadczeniu z nią mogę stwierdzić, że zasłużenie. W końcu nadszedł czas, żebym stestował „dwójkę”, która generalnie wspomniany status utrzymała, choć są też do niej zastrzeżenia. No a skoro udało mi się sequel przejść, to też mogę się wypowiedzieć w temacie tego, jak to jest być skrybą, dobrze czy nie dobrze, znaczy chciałem powiedzieć… czy bardzo dobra opinia o Outlast nadal jest zasłużona czy też raczej na wyrost.
Zawiązanie fabuły jest dość podobne do tego w pierwszej części i od razu rzuca nas na głęboką wodę. Dziennikarz (którym będziemy kierować) wraz z żoną badając śmierć ciężarnej kobiety udają się na pustynię Arizony. W czasie podróży ich helikopter ulega wypadkowi i zostają rozdzieleni. Okazuje się, że teren na którym się znaleźli opanowany jest przez morderczy kult fanatyków religijnych (a w zasadzie dwa kulty). Nasz bohater- Blake- uzbrojony jedynie w kamerę, próbuje w tej niebezpiecznej sytuacji odnaleźć żonę. Sprawy nie ułatwia fakt, że ma on koszmary na jawie, w których przypominają mu się dawne szkolne wydarzenia, które doprowadziły do samobójstwa jego przyjaciółki z klasy.
Podobny jak w jedynce jest też gameplay. Od samego niemal początku- masakra, rzeź, pożoga, ręka, noga, mózg na ścianie. „Oultast 2” nie bawi się w powolne budowanie klimatu jak to często bywa w „symulatorach chodzenia” (czy raczej w tym przypadku „symulatora uciekania”), dostajemy samo gęste a każda napotkana istota żywa chce nam urwać przy samej d… tudzież wypruć flaki i przerobić na krawat. Jest oczywiście mrocznie, klimatycznie i posępnie, ale „Outlast 2” to nie slowburn tylko hardkorowy symulator przetrwania. Co prawda można się chować w jakiś beczkach czy skradać po cichu, ale najlepsze efekty daje branie nóg za pas.
Może byłoby to nawet męczące, gdyby nie przeciwwaga w postaci retrospekcji z czasów szkolnych. Sceny z przeszłości odbywające się w pustej placówce oświatowej są bardzo atmosferyczne, ciekawe fabularnie i oferują nam fajnie prowadzoną historię powolutku odkrywającą zagadkę śmierci przyjaciółki. A jest to historia smutna, poważna, ciężka i bolesna. Sceny w szkole robię równie mocne wrażenie co wątek główny a oba fajnie się przeplatają. Tym bardziej, że ”przejścia” między nimi są zrobione kapitalnie. W jednej chwili uciekamy przez zabitą dechami wiochę, by zaraz, po przysłowiowym mrugnięciu okiem, przeskoczyć z jednego koszmaru do drugiego.
Obie historie przy tym nie tylko nie stronią od szokujących i ciężkich do zniesienia scen, ale oferują ich aż nadto. A im dalej tym gorzej. Uwielbiam takie prowadzenie fabuły, gdy z każdą chwilą nasza wędrówka coraz bardziej przypomina schodzenie do kolejnych kręgów piekła. Szczególnie to wrażenie można odczuć w wątku głównym, gdy literalnie zagłębiamy się coraz bardziej pod ziemię, aż do szokującego finału, który, powiadam Wam, nie jest dla wrażliwych.
Technicznie gra prezentuje się o wiele lepiej niż część pierwsza. Grafika nawet po latach robi wrażenie, lokacje są większe a świat jest bardziej otwarty. Zaś co do nowinek gameplaowych, to jest ich parę (np. mikrofon w kamerze ułatwiający lokalizację wrogów), ale nie za dużo.
I to jest chyba jedna z wad sequelu- dość niewielka ilość nowości. Pierwsza odsłona oferowała efekt „wow”, tu zaś mamy powtórkę z rozrywki. Klimatem obie części się oczywiście różnią, ale trudno stwierdzić, która część jest pod tym względem lepsza- to kwestia gustu.
Trzeba też powiedzieć, że gra jest całkowicie liniowa. Mimo pozornej otwartości, tak naprawdę zawsze mamy tylko jedną oskryptowaną drogę przejścia dalej. Nasze wybory sprowadzają się tylko do tego czy zrobić to po cichu czy biegnąć jakby jutra miało nie być. Ten drugi sposób jest chyba jednak lepszy więc w sumie tu też wielkiego wyboru nie ma.
Największą wadą jest jednak to, że czasami trudno się wczuć w bądź co bądź kapitalną historię (a nawet dwie) a to w gruncie rzeczy przez fakt, który stoi u samych podstaw rozgrywki- że nie możemy się bronić. W pierwszej części na nasze życie czyhali potworni mutanci, ofiary diabolicznych eksperymentów, więc zrozumiałe było, że walka z nimi nie wchodziła w grę, natomiast w dwójce nieraz atakuje nas babuszka z nożem do chleba, i kiedy w takiej sytuacji, będąc mężczyzną w sile wieku nie możemy porwać spod ściany wideł albo siekiery (które to narzędzia stanowią częsty element tła) i przerobić babuszki na mielone, to cały klimat szlak trafia.
Jeśli jednak przymkniemy oko na ten wady, to okazuje się, że „Outlast 2” nie tylko nie przyniósł wstydu swojemu pierwowzorowi, ale moim skromnym zdaniem przewyższył go jakością i bezapelacyjnie utrwalił kultowy status marki. Bardzo dobra fabuła, składająca się z dwóch przeplatających się szalenie mocnych i wstrząsających historii, drapieżny gameplay, który sprawia, że przez cały czas czujemy się jak zaszczuta zwierzyna, mroczny i klimatyczny setting oraz sporo naprawdę szokujących momentów, wszystko to składa się na niezapomniane doznania dla gracza. „Outlast 2” to jeden z najlepszych survivali w historii gatunku.
ocena 9/10
autor recenzji: Goro M