„Zniszcz mnie” to film (teoretycznie) należący do podgatunku horroru, który osobiście jest dla mnie takim „gulity pleasure”. Chodzi fabuły w stylu wszelkiej maści „escape roomów”, czy innych „hounted housów” ale także „Piły”, „Belko Ekspriment” „Panic Button” czy wielu innych. Oczywiście wspomniane obrazy różnią się znacznie od siebie, ale nie da się nie zauważyć, że mają wiele punktów wspólnych. Dodatkowo, choć z pozoru tego rodzaju fabuły często popadają w sztampę, to jednocześnie mogą pójść w różnych kierunkach. Możemy dostać krwiste „gore” („Piła”), slashera („Haunted house”) czy (co w sumie zdarza się najczęściej) thriller z domieszką, przeważnie banalnej. psychologii (Panic Button, The Circle). „Zniszcz mnie” to najbardziej standardowy typ wspomnianego podgatunku czyli grupa młodzieży gra w horror zabawę, która może okazać się zabójcza”. Teoretycznie więc pachnie to maksymalnym fabularnym schematyzmem, ale po ciężkim tygodni jak dla mnie taki seans może być w sam raz.
No więc fabuła jest ciut banalna, ale mamy tu jednak pewną drobną nowość. Wspomniana gra, to nie typowy „horror house” bo zabawa ma miejsce na zewnątrz. Dostajemy więc takie połączenie domu strachów z podchodami. Co do reszty składowych historii wydaje się już jednak standardowo banalnie. Mamy główną bohaterkę z problemami, która trafiła do gry przypadkiem i jej narzeczonego, który stara się pomóc jej je zwalczyć a także drugą parę lekko pokręconych wyjadaczy „horror roomów”, starających się za wszelką cenę zwyciężyć w zabawie . Pozostała dwójka graczy to też jakieś standardowe postaci, których już nie za bardzo kojarzę. Naturalnie niewinnie zaczynająca się zabawa z czasem staje się śmiertelnie poważna a jej członkowie giną lub znikają jeden po drugim. Czyli teoretycznie nudny schemat? Niekoniecznie.
Chociaż z pozoru historia rozwija się według klasycznych, sprawdzonych reguł, tak naprawdę im dalej w las (i to dosłownie) widz coraz bardziej gubi się w domysłach, co do tego co naprawdę się dzieje. Autorzy scenariusza podsuwają nam kolejne tropy i przesłanki i generalnie robią oglądającego w tzw. bambuko. Jak już myślimy, że jest tak i tak, to nagle „hop” i dostajemy inny motyw i inny potencjalny „klucz” do rozwiązania zagadki. Niby każdy z tych kluczy jest w swoim charakterze „klasyczny” i standardowy, to w przypadku przedstawionej historii, każdy może pasować w tym samym stopniu. No a przecież w finale może okazać się jeszcze coś innego. Czy się okaże, nie zdradzę, ale powiem, że historia jest prowadzona świetnie a całość, mimo pozornie sztampowego zawiązania akcji okazuje się czymś oryginalnym. I wciągającym. A także przez swoją zagadkowość i niepewność, co do tego, co się zaraz stanie, również trzymającym w napięciu. Film bardzo inteligentnie i pomysłowo igra z oczekiwaniami widza a także z regułami gatunku, które dodatkowo celnie (i dyskretnie, co jest podwójnie fajne) je wyśmiewając.
Czyli co? Jest świetnie? Nie do końca. Wad jest sporo. Przede wszystkim aktorstwo. Jest drewniane niczym las, po którym wędrują bohaterowie. Niektórych postaci wprost nie da się oglądać. Obniża to radość z seansu. Zakończenie w sumie też jest lekkim minusem. Być może zaskakuje, ale jest przy tym naciągane i przez to średnio wiarygodne. W sumie to bolączka większości tego typu fabuł, więc pewnie mogłoby być gorzej. No i ostatnia wada. Film nie choć trzyma w napięciu ma bardzo niewiele scen stricte horrorowych co dla niektórych widzów może okazać się rozczarowujące.
Mimo wspomnianych wad na „Zniszcz mnie” bawiłem się naprawdę dobrze. Fabuła okazała się być interesującą, trzymała w napięciu i z wraz z postępami w historii wciągała bardziej i bardziej. Niewątpliwe wyciśniecie sporej dozy oryginalności z sztampowego szkieletu fabularnego oraz umiejętność pogrywania sobie z widzem należy też docenić. Niestety drewniane na maksa aktorstwo (prze które czasem film ogląda się z trudem) oraz niewielka ilość zagrywek typowo „horrorowych” mogą zepsuć radość z oglądania. W sumie mam problem jaką ocenę wystawić. Chyba ocenię o jedno oczko wyżej niż planowałem na początku. A dlatego, że przemyślałem na chłodno owo dzieło pt „Zniszcz mnie” i doszedłem do wniosku, że jest to tzw. meta horror. Takie dzieła, jeśli są inteligentnie pomyślane zawsze powinno się cenić. Nie jest to co prawda „Domek w głębi lasu”, ale jest sporo lepiej (pod względem sprytnego igrania z regułami gatunku) niż przy większości „meta” tworów, które nierzadko sprowadzają się jedynie do prześmiewczego cytowania klisz gatunkowych oraz rzucania bon motów w stylu: „James Wan zrobił karierę na tm gó…ie” (ok, to było dobre) Uwierzcie, „Zniszcz mnie” jest pomyślane na prawdę sprytnie. Koniec końców seans „Zniszcz mnie” zaliczam do udanych.
P.S Film w polskich internetach oceniany jest raczej krytycznie. Nie wiem czemu. Jest naprawdę niezły.