SANTA’S SLAY – ZŁY ŚWIĘTY
Jako, że skryba wasz rubaszny niezbyt pobożny wiódł żywot tego roku i świnią był wredną dla rzeszowskiego pospólstwa, jeno rózga od kmiotków i piwo od skrzatów ostały się mu po szóstym grudnia.
To jednak nic w porównaniu do mieszkańców Piekła, miasteczka, które potworny bezbożnik nawiedził, syn Szatana Mikołajem tudzież zwany. Łotr ten i szubrawiec, co tysiąc lat temu zakład z archaniołem przegrał, musiał przez milenium całe być dobry a szczodry.
Choć panią Mikołajową na biegunie tęgo chędożył i słowa nieparlamentarne niczym ślinę wypluwał, to jednak ów zakład przegrany, co do zguby go przywiódł, wnet skończyć się miał.
Targany pragnieniem zemsty na skrzydlatym jegomościu co piórkami swymi trzepotał bez miary, odszukał go rychło i bobu mu zadał, jemu i kmiotkom co wraz z nim mieszkali. Kości łamał, karki skręcał i na białogłowych krągłości lubieżnie zwykł patrzeć.
Powiadam wam chwaty, że całkiem a całkiem się na to patrzyło. Humoru tu sporo, choć niezbyt lotnego, a że godzinkę to z krzyną trwa jeno, spozierać możecie już po jednej szklanicy.
Dla tych, co wszeteczne lubią opowiastki:
http://www.youtube.com/watch?v=o57v1nhBS54
Werdykt: