Kilka miesięcy temu, gdy „ściana płaczu” z niechęcią wydała mi ciężko zarobione pieniądze, wpadłem na pomysł, by wraz ze swoją lubą polecieć do supermarketu.
Plan był prosty, zawalając tam na „biszkoptach” mieliśmy wpaść do sklepu, wytropić jakiekolwiek filmy o rekinach i wzbudzając w pracownikach tylko tyle przerażenia ile to konieczne, cichaczem prysnąć.
Znajdujący się w koszyku z tanizną „Red water” od razu przyciągnął moją uwagę krwistoczerwoną okładką i wizerunkiem ogromnego żarłacza, to też bez wahania wyłożyłem 19,90zl na ladę i dałem dyla.
Gdy sporo czasu później oglądałem to dzieło, po łbie kołatała mi się tylko jedna myśl: „Kiedy w końcu to się skończy?” Rekina jest tam jak na lekarstwo, stanowi jedynie tło dla miernej sensacyjnej opowieści o zaginionej forsie, badaniach i wydobywaniu ropy naftowej.
Ciężko jest dotrwać do końca seansu bez amfetaminy, poważnie. Do tego wyglądający jak czarna szczotka do klopa raper Coolio tylko pogarsza sprawę.
Metr mułu i czapa na drogę. Jedynym plusem jest pomysłowy sposób wykończenia płetwiaka. Nic ponadto!
Wiecie co jest najsmutniejsze? I tak kupiłbym to dvd, nawet gdybym wiedział, że jest to badziewie, bo mimo wszystko jest to film z żarłaczem. Szkoda tylko, że już nigdy więcej go nie oglądnę.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=_0V35RtSrOE
Werdykt: