YETI: CURSE OF THE SNOW DEMON
–
YETI: KLĄTWA ŚNIEŻNEGO DEMONA
Grupka wiecznie podjaranych i skupionych wyłącznie na siłce, anabolikach oraz takich tam ciekawostkach futbolistów z impetem rozrywa stratokumulusy lecąc samolotem, który dostarczyć ma ich na ważny mecz do Japonii.
Po drodze, jak to bywa w tego typu produkcjach samolot ulega wypadkowi i rozbija się w mroźnych Himalajach. Ocalali, którzy wystawieni są na mróz i brak pożywienia muszą znaleźć wyjście z tej paskudnej sytuacji.
Jakby mało było wzajemnych kłótni, foszków w wersjach różnych oraz rozmów na temat konieczności jedzenia trupów znalezionych naokoło wraku, rozbitkowie zmierzą się ze śnieżnym potworem, który nie dość, że po chamsku i bez pardonu co noc okrada ich ze źródła pożywienia (trucheł ich kumpli, jakby ktoś pytał) to na dodatek polował będzie na pozostałą przy życiu garstkę ludzi.
Jakiś czas temu zmuszony byłem oglądnąć inny film o bardzo podobnej tematyce („Wściekłość Yeti”), a wrażenia dostarczone mi przez niego powodowały jedynie nudności oraz trudny do zwalczenia odruch polegający na cięciu przegubów kawałkiem rozbitej szklanki.
W tym konkretnym przypadku jest na szczęście znacznie lepiej. Stwór nie wygląda już jak skonstruowany w prostym programie graficznym obiekt stworzony z kilku klatek animacji, a zarówno rozkminy bohaterów jak i trzon opowieści przyswajają się widzowi z łatwością i bez żadnych nieprzyjemnych symptomów.
Czy jest to film idealny? A skąd! Żaden z jego aspektów nawet minimalnie nie ociera się o doskonałość, ale o dziwo nie drażni ani nie wkurwia, a co więcej, da się go obejrzeć już po dwóch browarkach.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=Sy8aA8tWGvo
Werdykt: