RABID GRANNIES – WŚCIEKŁE BABCIE
Czciciele szatana są wśród nas, byłoby miło, gdybyście pamiętali o tym fakcie. Na światło słoneczne wyjść nie mogą, lękając się gniewu Pana, tak więc za dnia, kryjąc się pod styropianem, wchodzą do ludzkich siedzib. Po co, pytacie? By dla samej tylko uciechy, koniom grzywy w stajniach plątać! By miotać się jak Szatan, niby to breakdance’a robiąc! A czasem też, by prezent od diabła podrzucić, co na imprezę osobiście stawić się nie mógł.
Ci z was, którzy jeszcze mają dziadków, wiedzą z pewnością, że opętani emeryci to nie nowość w dzisiejszych czasach. Na skutek wsłuchiwania się, w podejrzane fale radiowe oraz brania zatrważającej ilości leków (tak, tak! Niby to na starcze dolegliwości!), które powaliłyby nosorożca, osiągają kontakt ze światem spektralnym, a pewien do tego jestem, że po nocach Pottera czytają!
Dobra, kończę pierdolić i napiszę co nieco o filmie. Jedyną postacią, która miała szansę na ciekawe zaprezentowanie się pośród skupiska bezbarwnych osobowości, był ksiądz z sadystycznymi skłonnościami. Finalnie wyszło jednak tak, że zarówno tło fabularne, jak i bohaterowie wypadają blado i niemrawo. Obleśne efekty specjalne, które są znakiem rozpoznawczym wytwórni Troma, tym razem (o dziwo) niczym szczególnym nie zachwycają.
Co więc prezentuje sobą ten film? Nudę, czerstwe żarty, drętwe dialogi oraz kompletny brak polotu. Gdy jakiś czas temu recenzowałem „Noc kurczęcich trucheł”, film tej samej wytwórni, trochę się pośmiałem, parę razy szczęka opadała mi z niedowierzania, po prostu nieźle się bawiłem. Tutaj niestety, tego zabrakło.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=PcqQlICChh4
Werdykt: