„Would you rather” zdecydowałem się odpalić, bo z jednej strony zaciekawiła mnie dość długa lista kategorii horroru, do których został przypisany na stronie horroryonline.pl a z drugiej, skrót fabuły zapowiadał coś w stylu „Piły”. Nie żeby był jakimś wielkim fanem tej serii, ale podobnych obrazów (wbrew pozorom) nie ma wcale tak dużo a poza tym doceniam jej wkład w rozwój współczesnego horroru. I chociaż są „Piły” lepsze i gorsze („jedynkę” uważam za klasyk) to większość z nich ma niewątpliwie parę zalet, które sprawiają, że warto je obejrzeć, to jest: bez wątpienie niesamowicie kreatywne i krwawe sceny mordów (pomysłodawcy niektórych z nich nie mogą być chyba całkiem normalni:P), suspens oraz kanonicznego już w świecie filmowej grozy szwarccharaktera. Przyznam, iż miałem na dzieję, że w „Would you rather” będzie podobnie. W sumie nie było.
Sama fabuła faktycznie ma coś z „Piły”. Głównym złym jest bogaty milioner, który wyszukuje ludzi będących w trudnej sytuacji życiowej ( chorych potrzebujących pieniędzy na leczenie, hazardzistów z długami, alkoholików itd) i proponuje im pomoc. Oczywiście jest jedno „ale”. Żeby ową pomoc dostać należy przyjąć zaproszenie bogacza na kolację, w czasie której ma odbyć się pewna gra, której zwycięzca w nagrodę otrzyma rozwiązanie wszystkich swoich życiowych problemów.
Nie trzeba być Stephenem Hawkingiem żeby domyślić się że grą nie będzie partyjka bierek ani nawet karcianki „Kult” a kolacja, dla większości uczestników, okaże się ostatnią wieczerzą.
Początek jest obiecujący. Mamy sporą galerię postaci, które znacznie się od siebie różnią charakterami, problemami i motywacjami, i chociaż nie jest to zabieg nowy (podobnie było w „Cube”, drugiej części „Piły” czy, opisywanym przez nas, filmie „Diabeł)”, to pomysł ten tutaj świetnie się sprawdza, bo gra, w której postacie te biorą udział, polega dokonywaniu wyborów, w którym te różnice charakterów będą miały znaczenie, budują suspens, napięcie, mogą owocować budowaniem się sojuszy, mieć wpływ na zakończenie rozgrywki i dają nadzieję na niesamowite zwroty akcji.
Pomysł zacny i faktycznie suspens i świetna atmosfera jest, ale niestety tylko do pewnego momentu.
Sam charakter „zabawy” zaproponowanej przez milionera jest wiadomo jaki, więc uczestnicy padają jak muchy, albo wrogowie Topera Harley’a w „Hot shots 2” (więcej niż w „Pamięci absolutnej” haha!), a kiedy ich liczba drastycznie zostaje zmniejszona, całe napięcie szlag trafia. Oczywiście bohaterowie wciąż muszą dokonać wyborów jak między dżumą a cholerą (albo odcinkiem „Klanu” a „M jak miłość”), ale poza tymi momentami, żadnych innych sposobów budowania napięcia (o których wspomniałem wcześniej) siłą rzeczy już nie ma. Druga połowa filmu przypomina po prostu wydłużoną do kilku dziesięciu minut scenę z „Piły”, a na dodatek, nie aż tak krwawą, brutalną czy szokującą. O pomysłowości już nie wspomnę.
Muszę też wspomnieć o samych postaciach (przynajmniej tych w miarę głównych, bo czemu nie o wszystkich to wiadomo- patrz casus „Hot Shots 2”)- znajdzie się parę tu plusów. Główna bohaterka jest młoda, w miarę ładna, zagrana nieźle, a jej motywacje są szlachetne, co ma znaczenie w kontekście całej fabuły (i zaliczam to do plusów). Za to szwarccharakter jest nudny jak flaki z olejem. Nie jest żadnym inteligentnym mastermindem a demoniczności ma tyle, ile mój kot (a nawet mniej). Mnie strasznie wkurzał swoim zblazowaniem (może to celowy zabieg?) a porównywać go z Jigsawem, to tak jakby porównywać, no nie wiem, dajmy na to remake „Koszmaru z ulicy Wiązów” do oryginału. Do plusów zaś, oprócz głównej kreacji (mały plusik) zaliczam dwie inne (i to już duże plusy). Pierwszą jest postać syna milionera grana przez Robina Lorda Tylora. Facet jest utalentowany, co pokazał w serialu „Gotham”, gdzie tchnął nowe życie w, moim zdaniem, jednego z najnudniejszych wrogów Batmana- Pingwina. W serialu tym naprawdę nie bierze jeńców, a w kilku momentach jest „większy niż życie”, i chociaż w „Would you rather” gra podobną manierą, nie można robić z tego zarzutu, gdyż film został nakręcony wcześniej niż serial, a poza tym maniera ta super tu pasuje i ogląda się go wybornie! Szkoda, że jest go tak mało, i że jego wątek zostaje urwany i już się do niego nie wraca. Drugim dużym plusem jest postać grana przez (tam ta da dam-fanfary) Sashę Grey! Nie jest ona aktorką wybitną, ale gra taką postać na jaką wygląda i w swojej roli sprawdza się bardzo dobrze, a poza tym, w kontekście jej innych popisów, jest to ciekawe.
Wspomnę też o końcówce, która jest podwójna. Pierwszą właściwą końcówkę przewidziałem (no powiedzmy, że miałem dwa przypuszczenia, z których sprawdziło się jedno) i chociaż nie jest wybitna to, jak się nad tym zastanowić, jest dosyć mocna i właściwie pasuje i nadaje pewnej głębi głównej postaci. Druga część końcówki wydaje się być doklejona w celu dodatkowego wstrząśnięcia widzem i, z jednej strony faktycznie porusza, a z drugiej, nie można się oprzeć wrażeniu, że jest ona na siłę wciśnięta, bo słabo ma ona umocowanie w całej akcji filmu (nie mówię, że w ogóle).
Na koniec powiem, że ja się osobiście trochę seansem rozczarowałem, a to dlatego, że oczekiwałem (może niepotrzebnie) tego, co jest plusami w „Pile” (brutalność, suspens, kreatywność i demoniczny złoczyńca). W „Would you rather” brutalność i kreatywność jest o parę poziomów niżej, suspens jest tylko przez pewien czas, a o irytującym szwarccharakterze lepiej nie wspominać. Ale mimo wszystko ogląda się to naprawdę nieźle. Film nie jest jednak jakoś specjalnie rozwlekły, dłużyzn nie ma, skondensowanie mocnych akcji jest spore, fabuła zgarbnie płynie i (przez sporą część) trzyma w napięciu. No i film ma parę fajnych postaci. Myślę, że „Would you rather” jest dobrym horrorem (na jeden raz) i, że może byłby nawet bardzo dobry, ale potencjał super pomysłu został w sumie nie do końca wykorzystany.
http://horroryonline.pl/film/would-you-rather-2012/1163