WOMB RAIDER
Film ten jest doskonałym przykładem na to, że praca archeologa ssie. Ssie tak bardzo, że momentami bardziej przypomina ona brutalne i głębokie rozwierty, niż delikatne machanie pędzelkiem.
Cara Loft, która zostaje wysłana z misją odzyskania trzech magicznych artefaktów, uzbrojona jest w dwa potężnego kalibru pistolety, które jako że są zrobione z plastiku grzechoczą przy każdym poruszeniu.
Cały ten bajzel kręci się wokół mitycznych przedmiotów, jakimi są trzy święte łona, które mogą pozwolić zwykłemu człowiekowi tworzyć życie (jakby kuśka i macica nie były wystarczające) oraz zapewne w ten sposób zyskać władze nad światem.
By zakosić artefakty, nasza sprytna dziewoja będzie musiała wykorzystać cały swój spryt, przebiegłość i… kogo ja oszukuję, będzie się zwyczajnie puszczać.
Podróżując do Arabii, Tybetu i Afryki będzie majtać jęzorem, wypinać tyłek i spółkować na niezbyt wyszukane sposoby z mieszkankami tych regionów.
Co więcej, niepojęte jest, że Clara dopiero pod koniec filmu korzysta z broni palnej i robi to w sytuacji, gdy zwyczajnie nie ma już kogo przelecieć.
Jedyna forma seksu, jaka ukazana jest w tej produkcji to lesbijskie zabawy odbywające się bez pomocy sex gadżetów.
Dildo z kolcami? Lateksowe maski wyposażone w róg nosorożca? Zapomnijcie. Uświadczycie tu jedynie zagrywki w stylu hand to hand combat.
Nie mam zbyt dobrych wspomnień jeśli chodzi o tego typu produkcje, ale o dziwo nie jest tu najgorzej. Choć sporawo się wynudziłem i oglądałem perypetie pani archeolog bez żadnej ekscytacji, to jednak możliwe jest, że dla części z was będzie to miła odskocznia od pozbawionych fabularnych zawijasów „ślizgaczy”.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=57ikLsf3thc
Werdykt: