Recenzja zawiera spoilery!
Wirus to serial, za który odpowiada Guillermo del Toro, a jak bardzo zasłużona to postać dla kina grozy to chyba wszyscy wiedzą. To był od początku bardzo dobry powód żeby zapoznać się z tym dziełem. Drugim był fabularny punkt wyjścia, który prezentuje się mniej więcej tak „po wylądowaniu Boeinga na lotnisku Kennedy’ego załoga samolotu nie odpowiada na wezwania radiostacji. Zaangażowani w akcję ratunkową epidemiolodzy odkrywają, że poza czterema pasażerami cała załoga jest martwa a na pokładzie znajduje się trumna. Wkrótce grupa naukowców wraz z dr Ephraimem Goodweatherem (Corey Stoll) na czele mierzy się z nowym, nieznanym dotąd wirusem, który zmienia ludzi w żądne krwi stworzenia”. I o ile nie jestem wielkim fanem historii spoiler alert spoiler spoiler alert o wampirach, to lubię takie opowieści, które rozpoczynają się od motywu mającego rozbudzić ciekawość a jednocześnie przedstawiającego taką sytuację, że oto w powietrzu wisi coś bardzo złego, bardzo epickiego i bardzo nieuniknionego. Dodatkowo Wirus miał chyba sporo nominacji do jakichś tam nagród.
No więc go obejrzałem. Po pierwszym sezonie muszę się niestety przychylić do dość powszechnych opinii, że Wirus to z jednej strony serial straconych szans. Z drugiej jednak jest to serial dający się obejrzeć bez poczucia straty czasu, na sposób czysto rozrywkowy.
Najpierw zacznę od minusów. Pierwszy sezon jest podzielony jakby na dwie części. Pierwsza dotyczy budowania napięcia nadchodzącej mitycznej i mistycznej apokalipsy, zesłania tajemniczego zła na świat. Druga – pokazania już tej apokalipsy i tego jak nasi bohaterowie sobie z nią radzą. I niestety ta druga część jest tą, w której Wirus gubi klimat, zamienia się w taką trochę naparzankę spod znaku zabili go i uciekł, w której dodatkowo absurd goni absurd, a część odcinków jest po prostu zbędna. To w zasadzie jedyny (no taki większy) zarzut do serialu, ale o tyle poważny, że sprowadza się do tego, że od pewnego momentu Wirus staje się po prostu …..nudny (momentami bo ma też i potem lepsze odcinki).
Jednak mimo wszystko, serial spokojnie można obejrzeć ponieważ ma on też kilka plusów, które dają sporo radości, wypunktujmy je zatem:
- bardzo dobre pierwsze pół sezonu, z rewelacyjnym (serio, chyba najlepszym jaki widziałem) pilotem serialu
- nawiązując do punktu powyżej: bardzo fajny motyw tajemniczego spisku, tajemniczych sił zamierzających sprowadzić ciemność na świat, z obowiązkową tajemniczą olbrzymią trumną, tajemniczym Mistrzem i sięganiem tego spisku z jednej strony dość daleko historycznie wstecz, a z drugiej – aktualnie do wysokich szczebli władzy/biznesu. Wszystko to jest bardzo w klimatach Vampire Masquarde, które kochamy
- nawiązując do punktu powyżej: osoby stojące za spiskiem, czyli demoniczni wampirzy naziści (fuck yeah, always cool since Hellsing) (hint: obowiązkowe, świetne retrospekcje do czasów WW II, hint2: ścigani przez żydowskiego łowcę-Awsome!)
- rewelacyjna postać jednego z nazistów czyli niejaki Eickhorst- serio jakby była jakaś nagroda z demoniczności powinien ją dostać aktor go grający
- znośna drużyna bohaterów- pewnie nie tak dająca się lubić jak SPN family i nie tak epicka jak ci z Penny Dreadfull but still, sporo oryginałów, w tym nastoletnia hackerka, która w pojedynkę potrafi wyłączyć internet (Homer, challenge accepted), zawodowy szczurołap, szef regionalnych epidemiologów, stereotypowy młodociany gangster Latynos, który ma swoje za uszami, ale tak w ogóle to ma dobre serce, jest rodzinny i ostatecznie wybiera dobrą stronę oraz……..
- dziadek z kosą w lasce, który niby prowadzi lombard, ale tak w ogóle to jest łowcą wymiataczem, który tropi wampirzych nazistów od czasów wojny (former master vampire hunter always cool, since Hellsing). W zasadzie dla tej postaci (+Eickhorst) warto się IMHO zapoznać z serialem
- konflikt i powiązanie nauki (epidemia) z legendami o wampirach, z których jedno reprezentuje epidemiolog a drugie łowca i co jest podstawą ich sporów na tym tle. Takie powiązanie legend z nauką jest fajne since Blade Wieczny Łowca, tu już miałem wrażenie, że zmarnowano ten wątek, ale finał daje nadzieję, że niekoniecznie. Liczę, że to fajnie rozwiążą
- i ostatecznie finał, który nie jest szczególnie emocjonujący, ale kiedy już myślałem, że twórcy będą klepać ciągle to samo, postanowili otworzyć nowe fronty, w tym wprowadzono dodatkowe frakcje wampirów, którym nie podoba się to, co robią ich pobratymcy- ten wątek może się też rozwinąć fajnie
Ostatecznie nie ma się co zżymać nad zmarnowanym potencjałem bo szybko się okazuje, że głównie jest on sam sobie narzucany przez widza (a bo Del Toro, a bo świetny początek), a sam serial równie szybko pokazuje, że nie ma aż takich ambicji, a raczej ma być rozrywką (przysłowiowe : „-Nie kupuję tego. -To dobrze bo ja tego nie sprzedaję”). I z takim podejściem w sumie nie musi okazać się rozczarowaniem, co bardziej grozi w odniesieniu do innych „średnich seriali”, które uderzają w poważniejsze tony (jak choćby Exorcist nawiązujący do klasyki, czy Mgła, która miała być najstraszniejszym wydarzeniem sezonu). I w sumie choć Wirusa oglądałem na raty to ostatecznie na drugi sezon (co najmniej) się skuszę.
P.S. Ludzie narzekają na wygląd „Mistrza”. Mnie tam on pasował. „Jest w nim jakaś nostalgia”.