WENDIGO
Pamiętacie jak w „Smętarzu dla zwierząt” winą za skłonności do kanibalizmu i przemocy obwiniano Wendigo? Istotę, która przez dotyk potrafi splugawić człowieka i zaszczepić w nim najohydniejsze cechy?
Postać tego stwora od dawna mnie fascynowała, więc gdy trochę wytrzeźwiałem i przypomniałem sobie o tym zagadnieniu, postanowiłem poszperać i sprawdzić czy znajdzie się jakiś przyzwoity film o tej tematyce.
Skuszony opiniami na temat recenzowanego tu filmu czym prędzej odnalazłem go na jednej ze stron internetowych, od której aż roiło się od reklam zawierających nieprzyzwoite dla katolika treści.
Gdy w końcu na piwnym rauszu zasiadłem w kurewsko niewygodnym krześle garbiąc się jak zdeformowana pokraka sądziłem, że filmidło wynagrodzi mi wszelkie niewygody.
Banan na moim ryjku zaczął jednak szybko ustępować miejsca czemuś, co przypominało zgniłą, zapleśniałą pomarańczę.
Opowieść o małżeństwie z dzieckiem, które zamieszkało w leśnej ostoi jest jednym wielkim nieporozumieniem. Wynudziłem się jak jasna cholera, bo jest to bardziej lichy dramat a nie horror, a na dodatek nawet jak na dramat prezentuje się kiepsko.
Jedyny plus jest taki, że wygląd Wendigo faktycznie wzięty jest żywcem z legend… to jak bestia się porusza jest już inną parą kaloszy.
Dupa tam, wychlałem kilka browarów więc tyle moje, ale zawód jednak pozostał. Ale to nie wszystko!
Nie zamierzam odpuszczać i zaraz biorę się za kolejne produkcje o tym temacie, tak więc nie miejcie mi za złe, jeśli takowe będą notorycznie pojawiać się na blogu.
Nie będziecie chować urazy? No to gitesik.
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
Jeden komentarz
No to był akurat całkiem spoko film 🙂
A jak chcesz niezłego westernowo-horrorowego gówna to spróbuj "Gallowwalkers". Wesley Snipes chyba do dziś się tego wstydzi 😀