HATCHET 2
–
TOPÓR 2
Po całkiem pokaźnej serii gniotów, paździerzy, krzaczastych wafli i zakał filmowego przemysłu w końcu mogłem odstresować się przy prostej, acz urokliwej i krwawej produkcji, będącej sequelem fajnego filmu o zdeformowanym mordercy.
Pan Crowley, napakowany facet o aparycji gnijącego od tygodni warchlaka posłał do piachu już wiele osób, a jedyną, który uszła z życiem była bohaterka poprzedniej części.
Przepełniona gniewem, frustracją i żelkami Haribo postanawia poprosić doktora Zombie (miejscowego samozwańczego kapłana Voodoo) o pomoc w pozbyciu się parszywca.
Ten, kierowany własnymi pobudkami zgadza się na propozycję, skrzykuje nietęgą ekipę, po czym cała hałastra wyrusza zapolować.
Oczywiście okazuje się, że nie są tacy cwani jak im się wydawało i jeden po drugim zaczynają ginąć w męczarniach zadawanych wymyślnymi narzędziami zagłady.
Co ja wam będę gadał, jest bardzo krwawo, czasem zabawnie, ale przede wszystkim satysfakcjonująco.
Jucha leje się strumieniami, gdzieniegdzie pojawi się goły cyc, a na dodatek facet, który zginął w pierwszej części ginie po raz kolejny, grając tym razem swojego brata bliźniaka… jakby was to interesowało, gra też w trzeciej części. Szpan!
Jeśli szukacie prostej i przyjemnej rozrywki, to ten film jest zdecydowanie pozycją dla was.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: