Zacznę dosyć przewrotnie. Jeśli, czytelniku tego postu, nie wiesz, kto jest twórcą horroru „To my” i nie wiesz, jakie było jego poprzednie dzieło, to może nie czytaj dalej, bo owa świadomość może mieć wpływ na odczucia w czasie seansu „US” i na nastawienie do niego. Albo jeśli wiesz, jakie było owo poprzednie dzieło, ale go nie oglądałeś, to najpierw sobie odpal „US” a potem dopiero wcześniejsze dzieło autora opisywanego w tym poście horroru. Otóż, „To my” to dzieło Jordana Pelle’a, którego poprzedni film pt „Uciekaj” okazał się tworem fenomenalnym, prawie, że wybitnym i zebrał zasłużenie świetne recenzje. Był przy tym kinem ambitnym, ponieważ pod płaszczykiem grozy przemyca ważkie, ciekawe a przy tym błyskotliwie (a także prowokacyjnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu) podane spostrzeżenia socjologiczno społeczne. Mimo tego film z pewnością nie odniósłby takiego sukcesu, gdyby nie warstwa stricte horrorwa, która stała w „Get out” na bardzo wysokim poziomie i cechowała się mieszanką tajemniczego, niepokojącego klimatu, ciekawej fabuły z pomysłowym i zaskakującym twistem oraz bardziej typowej horrowej akcji. Wszystkie składniki charakterystyczne dla kina grozy oraz elementy obrazu mające dodać mu ambicji, zostały zrównoważone w „Uciekaj” w sposób wzorcowy, dając naprawdę fantastyczny i świeży rezultat. I choć dla Pelle’a był to zdaje się dopiero pierwsze zanurkowanie w nurt filmowej grozy, było ono na tyle charakterystyczne i niesztampowe, że można było przypuszczać, iż rodzi się coś na kształt kina autorskiego. I słuszne byłoby to przypuszczenie, bowiem „To my” zdaje się być również obrazem z ambicjami i starającym się komentować zjawiska społeczne, w tym przypadku chyba nawet w bardziej uniwersalnym aspekcie (oczywiście zastrzegamy, że gdybamy na naszego amatorskiego-pozbawionego wykształcenia kultoro i filmo znawczego- czuja)
Film ukazuje nam rodzinę (małżeństwo z dwójką dzieci), która ma zamiar spędzić miłe parę dni w domu na plaży. Wszystko byłoby fajnie i sielankowo, gdyby nie fakt, że kobieta, będąca w rodzinie żoną i matką, gdy sama była jeszcze dzieckiem, przeżyła w tym miejscu dziwne i traumatyczne wydarzenie- spotkała swojego sobowtóra (co pokazane jest w pierwszych scenach filmu). Mimo, że bohaterka czuje się nie swojo, stara się, żeby wypad przebiegał normalnie. Niestety, już pierwszego wieczoru wypoczywająca w domu rodzinka zostaje zaatakowana przez żądnych mordu nieznajomych, nieznajomych, którzy okazują się bliźniaczo podobni do naszych bohaterów.
Trzeba przyznać, że zawiązanie akcji daje nadzieję na naprawdę klimatyczne, tajemnicze kino charakteryzujące się ciekawą, mroczną i pomysłową fabułą. Napięcie jest budowane bardzo umiejętnie, historia wzbogacona jest o frapującą symbolikę (np króliki) a punkt wyjściowy historii jest bardzo oryginalny. Niestety od momentu napadu na dom ten świetny klimat zostaje zagubiony. Oczywiście nie znaczy to, że jest źle. Nie, jest tylko standardowo. Cały środek filmu to nie wyróżniające się niczym „home invasion” z ganianiem się po domu i jego okolicach. Oczywiście jest sporo akcji i związanego z nią pewnego „slasheropodobnego” suspensu, ale mając w pamięci, jak cudownie budowano klimat tajemnicy i zagadki w „Uciekaj”, musimy poczuć się lekko rozczarowani. Tym smutniejsze jest to, że przecież w „To my”, zagadka jest, i to niezgorsza. Ale skoro sam autor w toku prowadzenia akcji zdaje się o niej zapominać (nie podrzucając żadnych tropów, nie prowadząc narracji w odpowiedni sposób), to co się dziwić, że zapomina o niej też widz. Pewnym fajnym dodatkiem do tej części filmu są pewne formalne zabawy (chciałoby się rzec- w stylu Jordana Peell’a-ale czy można wyciągać podobne wnioski po dwóch obrazach?) polegające na tym, że np afromarykańskie nastolatki polują na „białą klasę średnią” przy akompaniamencie NWA (i co oczywiste owa „biała klasa średnia” to fani Beach Boysów).
Reżyser o tym, że „Us” zaczął się arcyciekawą zagadką opakowaną w tajemniczą atmosferę, przypomina sobie blisko finału historii. Powracamy więc do mrocznej atmosfery, złowieszczej symboliki i zagadkowych wydarzeń. Tylko, że, ponieważ seans dobiega do końca, musi się pojawić ktoś, kto wszystko szybko i łopatologicznie wyjaśni. I tak się dzieje. Zamiast procesu dopasowywania poszczególnych elementów układanki, dostajemy scenę z zaprezentowaniem „big picture”. Ale jest też dobra wiadomość. Otóż ów „big picture” jest naprawdę świetny, oryginalny, pomysłowy, w zasadzie niesamowity. No i opatrzony jest mocnym i pasującym do całości twistem. Dodatkowo, co pewnie symptomatyczne dla Peelle’a (choć jakby powiedział Willhelm z Baskerville- żadna reguła nie wypływa z dwóch jednakowych przypadków), nie jest to twist dla samego twistu- ma poważne, sensowne przesłanie, konkretny, dający do myślenia (i to w zarówno w kontekście socjologicznym jak i dotyczącym ogólnie ludzkiej natury) przekaz. Krótko mówiąc- końcówka „To my” mocno podwyższa ocenę całości.
Wydaje się jednak, że Jordan Peelle za bardzo skoncentrował się na owym zaprezentowanym w końcówce przekazie oraz ogólnym pomyśle na historię, będącym owego przekazu nośnikiem. W „Uciekaj” reżyser doskonale wyważył ambitne, niosące przesłanie elementy fabuły, z umiejętnym budowaniem atmosfery i tajemnicy w czysto horrorowym aspekcie, zaś w „To my” ma się przeczucie, że tak zafiksował się na (nota bene) wymyślonym prze siebie idee fixe, że umiejętne kreowanie atmosfery trochę odpuścił. I przez to w dużej części pokazanej historii, dostajemy coś, co może nie jest złe, ale świetnym horrorem ciężko to nazwać. A przecież włączając horror, ma się przede wszystkim nadzieję na prawdziwą grozę, a nie na choćby nie wiem jak dobry przekaz.
Dlatego właśnie „To my” bardziej spodoba się tym, którzy nie oglądali poprzedniego filmu Jordana Pella’a. Ci widzowie obejrzą nie najgorszy (choć także nie świetny) obraz grozy, który przy tym jest ambitnym kinem i ma świetny pomysł wyjściowy. Ci co oglądali „Get out” pomyślą natomiast, że w „US” czegoś brakuje- genialnie wykreowanego klimatu, którego przecież możnaby się spodziewać, i na który ciekawe zawiązanie akcji dawało wielkie nadzieje. Ci pierwsi oceniliby pewnie „To my” na (może ciut naciągane) 8/10, ci drudzy maksymalnie na 6/10. Tak więc 7/10 to uczciwa ocena.