Najwyższy czas wrzucić jakąś recenzję gierki. Ponieważ „Metro last night” idzie póki co średnio, postanowiłem opisać tytuł, w który grałem dawno temu (i to kilka razy), i który zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Mowa tu o „The suffering”, pozycji spod znaku survival horror.
Muszę przyznać, że mam problem z horrorami w tym gatunku (bardziej podchodzą mi przygodówki). Gierki w stylu „Penumbry” czy „Amnesii”, mimo że niesamowicie klimatyczne, z powodu np. braku możliwości walki, i ogólnie „małej zawartości gry w grze” (mam nadzieję, że wiadomo, o co chodzi), odbieram czasem jako monotonne. Z kolei gdy walk z potworami jest sporo, gra z czasem traci swój horrorowy, przytłaczający klimat (pod koniec nie ustrzegło się tego nawet świetnie przez nas oceniane ” Call of Cthulhu dark corners of the earth”).
„The suffering” jest właśnie gierką tego drugiego rodzaju, taką gdzie walki jest dużo.
Mimo to, w dużej mierze uniknęła ona mankamentu utraty horrorowego, mrocznego i ciężkiego klimatu. Dlatego jest bardzo dobra.
Według mnie udało się jej to z kilku powodów. Przede wszystkim miejsce akcji! Otóż fabuła rozgrywa się na wyspie, a dokładniej w więzieniu na niej się znajdującym (choć nie tylko), gdzie przebywają zbrodniarze największego kalibru i gdzie wykonywane są kary śmierci. Nasz bohater właśnie czeka na egzekucję, gdy rozpoczyna się akcja. Jest on skazany za zabicie całej swej rodziny, czego niestety nie pamięta. Prawda, że brzmi nieźle? Jeśli myślicie, że więzienie to monotonna sceneria (ja na początku odniosłem takie wrażenie) to jesteście w błędzie. Lokacje są fascynujące! Cele śmierci, miejsca, gdzie wykonywane są egzekucje, bloki więzienne, infirmeria, stołówka, łaźnie, wybiegi dla osadzonych, szpital psychiatryczny położony na wyspie (niesamowita lokacja!), kamieniołom, cmentarz itd, wszystko to jest świetne i ma mega klimat! Osobiście zawsze mnie ciekawiło (gdy np. oglądałem „Skazanych na Shawshank”) jak takie więzienia są zorganizowane od środka. Tu sobie można wszystko samemu zwiedzać (chociaż niestety jest to zwiedzanie liniowe). Podsumowując-sama lokacja sprawia, że klimat jest mocny i przytłaczający przez cała rozgrywkę.
Ale miejsce akcji to nie wszystko. Drugim czynnikiem tworzącym atmosferę rodem z piekielnego koszmaru są potwory. Taki świetny design bestii rzadko spotyka się w grach, ten z „The suffering” dorównuje temu z „Silent Hill”. Szkoda, że rodzajów bestii jest w sumie mało, ale z drugiej strony, różnią się one drastycznie, więc jest to nieodczuwalne. Na dodatek każde pierwsze pojawienie się nowego monstra jest znakomicie wyreżyserowane (muzyka, zwolnione tempo, odpowiednia gra świateł), gwarantuję, że sceny ten na długo zostają w pamięci. Do tego dochodzą pomysłowe bossy.
Poza tym fabuła jest tajemnicza, mroczna i dodatkowo ma kilka zakończeń. Co do grafiki się nie wypowiadam, bo się nie znam, ale pamiętam mnóstwo posoki (po krwawych akcjach pozostaje na bohaterze przez pewien czas) oraz świetną grę światła (przygaszające żarówki itd).
Gierka ma poza tym parę ciekawych rozwiązań jak np. możliwość noszenia tylko kilku sztuk broni (zwiększa to poczucie realizmu, więc zarazem ułatwia tzw. „wczucie się”), albo fakt, że bohater, gdy poziom jego szaleństwa odpowiednio wzrośnie, może na kilka sekund przemienić się w przerażające monstrum rozrywające przeciwników na kawałki. Do tego dochodzą dodatkowo nawiedzające protagonistę niesamowite wizje, halucynacje, omamy słuchowe itd. a efekty im towarzyszące (rozmazywanie się obrazu, dziwne dźwięki) dopełniają i tak wysokiego stężenia grozy.
Gra ma pewnie jakieś minusy, ale przyznam, że nie za bardzo je pamiętam, więc nie mogły być jakieś bardzo wielkie. Chyba tylko nie odczuwałem osobowości bohatera, był trochę nijaki, milczący itd, ale w sumie można to usprawiedliwić niejednoznacznością postaci (dzięki tej niejednoznaczności właśnie możliwe są różne zakończenia).
Gorąco polecam „The suffering” Naprawdę dobry horror.