Bardzo lubię Henriksena i role jakie kreuje, nawet (a może zwłaszcza) gdy udziela się w produkcjach klasy B.
To dzieło wątpliwej jakości filmem na pewno nie jest, a recenzuje go z dwóch powodów:
- Młodsza część czytelników bloga może go nie znać, ze względu na to, że jest niemłody.
- Niedługo pojawi się recenzja filmu o identycznym tytule, który jednak… ehhh, sami z resztą zobaczycie.
W każdym razie, przedstawione są tutaj dzieje Tomasa de Torquemada, dominikanina lubującego się w wymyślaniu okrutnych i wyrafinowanych tortur.
Facet ma nielicho nawalone pod deklem i nie dość, że działając z ramienia Inkwizycji, wraz ze swoimi protegowanymi dopuszcza się zbrodni w imię swojego zbawiciela, to na dodatek ma problemy z erekcją… tę informację macie gratis.
Gdy z czystego i niczym nie umotywowanego skurwysyństwa rozkazuje aresztować powabną Marię wraz z mężem piekarzem, lecz nie spodziewa się, że ta parka całkiem srogo mu nabruździ.
Choć Torquemada jest postacią historyczną, przedstawione tu dzieje są bardzo mocno fabularyzowane i zawierają elementy nadnaturalne.
W niczym to jednak nie przeszkadza, bo filmidło jest ciekawe i browarka otworzyłem przy seansie dla czystej formalności.
6 komentarzy
Tytuł kojarzy mi się z opowiadaniem Edgara Poe 😉
Bo ten film jest na podstawie tego opowiadania )
Zobaczcie co pojawiło się przed chwilą na blogu, Poe przewraca się pewnie w grobie 🙂
chyba wolałem wersje cormana 🙂
Brzmi "nieco" strasznie 🙂
Szkoda tylko że 1,5 h z życia zmarnowane 😉