Wróciłem z urlopu więc pora nadrobić zaległości – brakowało Wam „asianów”? jeśli tak to super bo od razu lecimy z grubej rury.
Dawno, dawno temu, kiedy to byłem małym smarkiem w moje ręce wpadła kaseta VHS (kocham to!) na której widniał napis „Klasztor Shaolin” – kurde jakie to było dobre! Tak, era VHS była cudowna, a wypożyczalnia kaset video była przeze mnie okupowana chyba codziennie.
Będąc pod wrażeniem tego filmu zacząłem oglądać coraz więcej produkcji z krajów ryżem tętniących. Klasztor Shaolin, Dzieci z Shaolin, Dawno temu w Chinach, Wściekłe pięści, Wejście Smoka itd… Oglądałem co było dostępne – w końcu który dzieciak nie chciał być jak Bruce Lee?!
Uwielbiam „kino kopane”, a produkcje azjatyckie stawiam na pierwszym miejscu. Nie mam ulubionego filmu, ale jeden obraz powala mnie na kolana, mowa tu o „Dom latających sztyletów”. Muzyka, fabuła, efekty, krajobrazy, zdjęcia, wszystko dopracowane, wypieszczone, genialne.
Dlaczego o tym piszę??
Rok 2004 był bardzo udany dla kina azjatyckiego, oprócz wyżej wymienionego tytułu na ekrany trafiły także „Klątwa” i „Shutter”.
Kiedy zobaczyłem „Ring” (Hideo Nakata) wiedziałem już, że azjatyckie horrory również trzymają wysoki poziom, a „Shutter” utwierdził mnie w przekonaniu, że Azjaci są mistrzami tego gatunku.
Historia jaką przedstawili nam Banjong Pisanthanakun i Parkpoom Wongpoom wydaje się pozornie banalna – dwoje ludzi, impreza, wypadek samochodowy, duch, zemsta… Jakieś takie książkowe, ale… nic bardziej mylnego!!!
Film jest zaskakujący i straszny, a zakończenie wywołało u mnie dreszcze na całym ciele.
Chyba, na żadnym filmie się tak nie wystraszyłem (nie będąc już dzieckiem).
Ostatnio gdy spałem sam na działce, unikałem spojrzeń w stronę antresoli bo miałem chorą myśl, że zaraz zobaczę opuszczające się, czarne włosy…SIC! Pisząc to mam ciary:P
Tak, film spaczył mi psychę, a że działkę mam w lesie przy cmentarzu, to… dobrze, że kibel w domku:)
Niby kolejna, typowa opowieść Ghost Story, a jednak przedstawiona w taki sposób, że widz odczuwa narastający niepokój, ale ponownie muszę to zaznaczyć – trzeba lubić takie kino.
To chyba mój ulubiony horror, a gdyby były cycki to na bank byłby ulubiony!!!
Standardem w moich wpisach jest to, że nie chcę zdradzać fabuły więc więcej nie powiem.
Pamiętajcie, że karma wraca:D
Oglądnijcie i zapraszam do dyskusji 🙂
3 komentarze
Kurczę Homer to nie jest recenzja? to jest post, który z powodzeniem można zamieścić na prywatnym blogu, ale recenzję się czyta po to, żeby się dowiedzieć czegoś o filmie. Sama opinia, że warto to za mało. Gdyby tyle wystarczyło to zamiast recenzji moglibyscie wstawiać kciuk w górę lub w dół. Także proponuję dopisać jednak coś więcej o fabule i realizacji tak, żeby zachęcić do obejrzenia filmu a nie tylko odwiedzenia Cię na, skądinąd, super działce? ps. Też uwielbiam filmy w stylu Domu latających sztyletow
Homer ma bardzo blogowego stajla, jak wiadomo prowadzi jakieś 17 blogów, inna rzecz, że przy pewnego typu filmach trudno jest coś opisać o fabule, żeby nie zepsuć zabawy. Tu chyba trzeba by dopisać o klimacie. Sam nie wiem, dlatego ja recenzuje głównie gnioty klasy b hahahah
Fakt, ale jak już Goro napisał – ciężko opisywać film nie zdradzając fabuły… Jeżeli opisałbym zakończenie, które podnosi ocenę filmu o jakieś 3 czachy to mógłbym spalić komuś dobry seans, a wychodzę z założenia, że nie każdy oglądał ten film.