ROMASANTA: POLOWANIE NA WILKOŁAKA
Manuel Romasanta, obwoźny sprzedawca okien pcv i kolekcjoner aluminium (no dobra, opylał damskie łachy) uwielbia, niczym jurny bączek skakać z kwiatka na kwiatek.
W każdym zakątku kraju, do którego podróżuje ze swoimi towarami ma zaklepane miejsce do spania, tyle peklowanej wołowiny ile może w siebie wcisnąć i kobietę, z którą może ćwiczyć szpagaty nocami.
Jak przystało na człowieka światowego, ma on również swoje hobby. Przybrawszy postać wilka morduje kobiety i dzieci, z których zwłok pobiera pewien specyfik, służący mu do poprawy swojej sytuacji materialnej. Słowem, łączy przyjemne z pożytecznym masakrując swoje ofiary i wykorzystując ich szczątki.
Serce jednak nie sługa, podczas swego hulaszczego życia zakochuje się w niezbyt cnotliwej siostrze swojej konkubiny, co z biegiem czasu nie wychodzi mu na dobre.
W opowieści pojawiają się także postacie poboczne, takie jak wiecznie ponury łowca wilków, doktorek o aparycja Alberta Einsteina zajmujący się leczeniem zaburzeń psychicznych oraz Antonio, odziany w skóry człowiek, który z przyczyn osobistych poluje na Manuela.
Jeśli spodziewacie się krwawego horroru, srogo się zawiedziecie. Jakiś dreszczyk emocji tu jest, znajdzie się nawet parę trupów oraz ciekawie wykonana transformacja wilk-człowiek, ale bać się tu nie będziecie.
Sam film jednak, ogląda się bardzo przyjemnie a ciekawostką jest, że oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w 1850 roku.
Na koniec pewne spostrzeżenie. Nie wiem co autor scenariusza miał do kanarków, ale każdy który pojawia się w filmie, kończy ze złamanym karkiem (o ile ptaki mają coś takiego) albo patyczkami wsadzonymi w… Z resztą sami się przekonajcie.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: