PROCENTEM PO NERACH #3
DOMINIK „STANLEY” STANKIEWICZ
Po reżyserach, aktorach i sprzedawcach zubożałego uranu przyszła kolej na wywiad z kimś, kto podobnie jak ja kocha paskudne filmidła i z tego co mi wiadomo, choć sam nie para się kręceniem filmów, wie o nich w cholernie dużo.
Przed wami koneser kina wszelkiego i lękający się golarki specjalista od chałowych dzieł światowej kinematografii, Dominik „Stanley” Stankiewicz.
Na trzeźwo nie warto: Krnąbrnie witam! Posiadasz tyle przeróżnych pasji związanych z szeroko rozumianą kinematografią, że ciężko za tobą nadążyć. Prosiłbym cię, byś bez żadnej ściemy pochwalił się czytelnikom czym się zajmujesz i jaki ma to wpływ na twe pożycie małżeńskie i stan psychiczny zwierząt w twojej okolicy.
Stanley: Na pożycie małżeńskie to nie ma żadnego wpływu, za młody i za głupi jestem by się hajtać. Co do zwierząt to w mojej okolicy jest ich niewiele, być może z powodu kebabożerni położonej niedaleko mojego bloku.
Sam w domu mam jedynie kota o wdzięcznym imieniu Behemoth, nazwanego tak na cześć szatańskiego zwierza z „Mistrza i Małgorzaty”. Na co dzień zajmuję się pisaniem bloga filmowego Filmy, które ryją banie zbyt mocno, jeżdżeniem na koncerty, chodzeniem do kina i prowadzeniem Dyskusyjnego Klubu Filmowego raz na dwa tygodnie.
Do niedawna odbywałem staż w centrum kultury w moim miasteczku jako animator, czasem moje teksty pojawiają się gdzieś gościnnie na innych stronach, ostatnio dość sporadycznie, bo jednak skupiam się na FKRBZM. Daaaawno temu założyłem portal The Eye Of Every Storm, który swoje już wysłużył, a na facebooku sprawdzona ekipa nakręca fanpage Muzyka, która ryje banie zbyt mocno.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku jeszcze trudniej będzie nadążyć, bo planów mam wiele, gdzieś tam się w głowie kołatają myśli o kanale na YT i napisaniu książki, ale do tego jeszcze daleka i kręta droga.
Na trzeźwo nie warto: Na forum jednej z płatnych stron dla dorosłych chwaliłeś się kiedyś, że planujesz napisać książkę, w której przybliżysz czytelnikom dziwy i dziwadła ze srebrnego ekranu. Czym ona będzie się różniła od Twoich zwyczajowych blogerskich notek? Będą tam kolorowe obrazki?
Stanley: Ja nie płacę za wchodzenie na strony dla dorosłych, to mi się powinno płacić bym tam wbijał, w końcu jestem blogerem więc zawsze mi się płaci za wszystko czy jakoś tak. A tak serio to w jednej książce nie będę w stanie zawrzeć wszystkiego co chciałbym przekazać na temat zrytego kina.
Wstępnie podzieliłem to sobie na „100 amerykańskich filmów, które ryją banie zbyt mocno”, 100 europejskich filmów…”, „100 azjatyckich filmów…”, „100 polskich filmów…”, coś w ten deseń. Aktualnie jestem na etapie kompletowania materiałów i eliminowania, zamieniania tytułów, które miałyby się tam pojawić.
Jest to dość mozolne i frustrujące przedsięwzięcie, ale w końcu się z tym uporam. Problem pojawi się przy wydaniu, nie mam bladego pojęcia czy ktoś się tym zainteresuje na tyle by władować w to niemałe zapewne pieniądze. Póki co skupiam się na jak najlepszym kontencie na blogu, czytelnicy są najważniejsi.
Na trzeźwo nie warto: Jako naczelny przedstawiciel Związku Brodaczy i jednocześnie fanatyk metalowych brzmień bardzo często zawalasz do różnych miast na koncerty. Kręcisz coś na boku, że tak szastasz mamoną czy twoja sytuacja finansowa jest zabezpieczona z dziada pradziada?
Stanley: Na blogu nie zarabiam, bo póki co jestem płoteczką w morzu blogerów tematyk wszelakich, także filmowych. Koncerty to moja wielka pasja od ładnych kilku lat i jestem sobie w stanie odmówić innych przyjemności na ich koszt.
Być może wydaje się, że bardzo często się wymykam na gigi, ale staram to sobie jakoś finansowo zawsze ogarnąć, póki co jeździłem za „stażowe”, na którego wysokość nie mogłem narzekać. Czasem się śmieję, że przez miesiąc będę jadł kamienie, ale na jakiś gig i tak pojadę, ostatecznie idzie to wszystko jakoś powiązać i nie musieć się zadłużać, ani kręcić na boku.
A jeśli gdzieś czeka na mnie wielki spadek to na dzień dzisiejszy nic o nim nie wiem, także muszę Cię rozczarować, za „szastaniem” nie kryje się wielka tajemnica.
Na trzeźwo nie warto: A teraz zwyczajowe pytanie. Jakimi alkoholami zwykłeś się odurzać? W grę wchodzą jedynie pieniste specyfiki czy czasami jesteś w stanie wchłonąć coś z wyższej, niedostępnej dla zwykłego zjadacza smalcu półki?
Stanley: Być może dla kogoś będzie to szokujące, ale potrafię jeden browar sączyć przez godzinę. Szybko się składam po alkoholu, nie lubię konsekwencji owego złożenia więc piję sporadycznie. To już nie te czasy dla mnie by gdzieś z kumplami pół litra po piwnicy rozbrajać.
Nie mam na to w sumie ani czasu ani ochoty za bardzo. Po pijaku napisałem w życiu jednego posta na FKRBZM i czasem tego żałuję bo Internet nie zapomina, choć muszę przyznać, że wyszedł mi bardzo wyrazisty opis „Pod Mocnym Aniołem”. Rzecz jasna jak ktoś mnie poczęstuje kieliszeczkiem lub dwoma to nie odmówię, nie wypada.
Na trzeźwo nie warto: Wiadomym jest, że prócz hobby pierwszego sortu każdy ma jakieś poboczne zainteresowania, które jednak z reguły schodzą na dalszy plan. Ja dla przykładu uwielbiam rekinie tematy i mam fioła na punkcie kolekcjonowania nożyczek do paznokci. Ty sam, prócz ciężkiej muzy i blogowania zajmujesz się czymś jeszcze, co nie wyszło na światło dzienne?
Stanley: Jeśli chodzi o kolekcjonowanie czegoś to na pewno będzie to prasa muzyczna. „Teraz Rock” od 10 lat i „Metal Hammer” gdzieś tak od ośmiu. Niestety od ładnych kilku lat oba tytuły kupuję raczej po to by się pośmiać z hermetycznych gustów panów dziennikarzy. Jeśli o prasę muzyczną chodzi to polecam „Musick Magazine” i „Noise Magazine”.
Baaaardzo chciałbym kiedyś coś dla tego drugiego napisać. Jeśli chodzi o świra na punkcie czegoś to ostatnio wróciła mi mania na kupowani płyt, a z koncertów rzadko wychodzę bez nowej koszulki. Na inne gadżety w zaistniałej sytuacji pieniędzy już raczej nie ma, więc wychodzę na dość konserwatywnego zbieracza.
W sumie jestem dość mocno uzależniony od Facebooka i śledzenia innych blogów nie związanych z moją tematyką, więc można przyjąć, że moim hobby jest czytanie wypocin innych, śledzenie You Tube i tym podobnych nowych mediów. No i chłonięcie seriali jeśli jest czas. Do uprawiania sportów nie mam głowy, nie hoduję dziwnych zwierząt, ogólnie bardzo zwykły ze mnie koleś.
Na trzeźwo nie warto: Skoro często ocierasz się o wszelkiej maści kino, na pewno sam kiedyś myślałeś o swoim własnym projekcie, choćby w skrytych marzeniach. Czytelnicy nie wybaczą Ci jeśli zaczniesz kręcić, więc prosto i bez pitolenia przyznaj się w jakim typie produkcji chciałbyś wziąć udział, choćby jako statysta.
Stanley: Patrząc z pewnej perspektywy na swoje umiejętności moja kariera aktorska raczej już na zawsze zatrzyma się na roli w jasełkach. Bardziej widzę, się w roli jakiegoś prowadzącego gale filmowe krytyka (to słowo jest dość wyświechtane i nie znaczy obecnie zbyt wiele, bo masa osób sobie przypisuje bycie znawcami, ale inne nie przychodzi mi do głowy) niż aktora, gdyż do tego jest potrzeba zakładania masek, która u mnie się raczej nie wykształciła.
Mówi się, że recenzenci, dziennikarze czy krytycy to niespełnieni muzycy, aktorzy i artyści, ale ja się kimś takim nie czuję, dobrze mi w roli jako tako sprawnego obserwatora i interpretatora kinowej czy muzycznej rzeczywistości.
Sądzę, że moim czytelnikom wystarczy to co robię, przyznam, że jak pierwszy raz pytałem czy zakładać kanał na YT to pojawiły się głosy, żeby nie próbować łapać kilku srok za ogon bo obu projektom się oberwie pod względem jakościowym, a YT to pewna forma kreacji, więc i momentami aktorstwa, wystarczy sobie zerknąć na „Wywiady Z Dupy”, to jest ciężka robota.
Ostatecznie mógłbym się zgodzić na angaż w filmie jako zwłoki, albo zombie, ale to tylko na planie „The Walking Dead”. A jeśli o własny projekt chodzi to byłby on niemożliwy do wykonania tak bym był z niego zadowolony, za dużo w nim wszystkiego się kotłuje. Ale jak to się mówi, niektóre marzenia powinny pozostać marzeniami.
Na trzeźwo nie warto: Nie myślałeś, żeby dogadać się z co bardziej obeznanymi w środowisku ludźmi i zorganizować przegląd filmowy czy też minifestiwal tematyczny? Patrząc z boku na Twoją działalność, wydajesz się mieć niejakie kontakty. Chyba, że jesteś naturalnie skryty i peszą Cię takie spędy.
Stanley: W moim mieście nie ma kina, są za to cztery Biedronki, w tym jedna postawiona w jego miejsce. Wiem, że nie ma obecnie ani funduszy, ani na tyle podzielających moją pasję osób w mieście by wziąć w swoje ręce taką akcję.
Nikt mi od ręki nie da kasy na taki pomysł nawet jeśli rozsądnie bym go przedstawił. Kiedyś zorganizowałem JEDEN koncert jak jeszcze byłem na stażu i na tym się skończyło. Kontakty gdzieś tam jakieś są, ale na dzień dzisiejszy nie ma opcji. Tak, mi też jest przykro.
Na trzeźwo nie warto: A teraz z zupełnie innej beczki. Za rok odbędą się w naszej niezbyt ukochanej ojczyźnie potężnie reklamowane wybory. Czym według Ciebie różni się Palikot od Korwina i na których z tych oszołomów zagłosujesz? O ile w ogóle pójdziesz podpisać wyborczy cyrograf.
Stanley: Nie lubię polityki. Niczym się specjalnym jak dla mnie Ci panowie nie różnią, no, czasem jeden przekrzyczy drugiego i rzuci jakieś nośne hasło, które oszołomi młodego wyborcę. Dla mnie te wszystkie kampanie to jest marnowanie pieniędzy i czasu, w którym panowie politycy mogliby zrobić coś nie na pokaz. Cyrografu więc nie podpiszę, bo stronię od takich rzeczy.
Albo… albo po prostu zagłosuję na Mariusza Wypierdalaj. Jego spot jako jedyny w tym roku do mnie przemówił, więc pewnie i w przyszłym roku powróci.
Na trzeźwo nie warto: Posiadasz na swoim blogu wiele zestawień filmowych. Mam zatem do ciebie nieco dziwaczne pytanie, wymień „Top 5 filmów, których nie oglądnąłbyś nawet gdyby obsypano Cię mamoną”.
Stanley: „Justin Bieber: Never Say Never”, „One Direction: This Is Us” i wszystko w czym pojawia się Miley Cyrus. To co „tworzą” Ci „artyści” to dla mnie zbrodnia na muzyce jak u nas w kraju disco polo. Resztę filmów stworzonych na tym łez padole jakoś bym zniósł.
Na trzeźwo nie warto: I ostatnie pytanie na zupełnym lajcie. Promujesz swoje rzeczy na Facebooku, czy oprócz tego medium korzystasz również z dajmy na to Twittera czy Instagrama, gdzie publikujesz swoje półnagie fotki ku uciesze lub zgorszeniu płci przeciwnej? Chyba, że w głębokim poważaniu masz takie formy promocji.
Stanley: Ostatnio zacząłem znów zaglądać na Insta i Twittera bo to jednak nieco inne źródło pozyskiwania czytelników, całkiem przydatne zresztą i bardziej przyjazne, kulturalniejsze od fejsa. Ale pilnuję się by za bardzo się nie wkręcić, bo moje uzależnienie od FB jest już i tak na poziomie dla niektórych moich znajomych drażniące.
Z Aska już raczej korzystać nie będę bo tam panuje chamstwo i użytkownicy zachowują się jakby mieszkali w dżungli, do Snapchata i Pinresta się nie potrafię przekonać. Może przyszłym roku coś znów zacznę wrzucać na Tumblr bo to fajna stronka.
Z jednej strony wrzucanie kontentu na rozmaite strony zabiera masę czasu z drugiej pozwala na komunikację międzyludzką, także jeśli bym miał to w poważaniu sam szkodziłbym sobie. A co do nagich fotek to musisz mnie z kimś mylić, eony lat już minęły odkąd nie mam konta na Naszej Klasie.
Dzięki za wywiad i ciekawe pytania, pozdrawiam wszystkich czytelników Na trzeźwo nie warto i moich wiernych maniaków FKRBZM! Ave! Pis joł!