MESSENGERS : SCARECROW – POSŁAŃCY 2: NA PRZEKLĘTEJ ZIEMI
„Krwawszy niż pierwszy film”? „Lśnienie idzie na wiochę”? Cytaty umieszczone na przedstawionym powyżej plakaciku (swoją drogą bardzo ładny) niezbyt oddają prawdziwą naturę filmu. Krwi nie ma tam prawie w ogóle… a co Lśnienia, to chyba nie jesteście aż tak łatwowierni żeby dać się nabrać na coś takiego.
Norman Reedus, znany z Walking Dead oraz Świętych z Bostonu, tym razem odgrywa postać pechowego farmera, któremu wybitnie nie wiedzie się w życiu. Nie układa mu się w małżeństwie, dziecko ma na niego wiecznego focha z przytupem a kukurydza, taka jej mać, nie rośnie za diabły.
Sytuacja zmienia się, gdy przypadkowo znajduje w szopie starego stracha na wróble i z brutalnością, która zawstydziłaby niejednego poławiacza krewetek wbija go w polną glebę.
Nagle, wszystko zaczyna się zmieniać, próbujący przejąć jego ziemie cwaniak ginie w niejasnych okolicznościach, a pacan przystawiający się do jego dziołchy również miło nie kończy. Do tego kukurydz rośnie jak szalony, zapewniając byt jego rodzinie.
Nie wszystko jednak idzie ku lepszemu, strach jest stworzonkiem wyjątkowo dzikim i nieprzewidywalnym, który miesza w głowie biednemu Darylowi…Johnowi, pogarszając jego sytuacje psychiczną. Kończy się to konfrontacją twarzą w twarz, przy użyciu ciężkiej artylerii ogrodowej.
Chociaż film jest dość przewidywalny i nazwałbym go raczej obyczajowym dreszczowcem niż horrorem, to przyznać muszę, że przyzwoicie się przy nim siedziało. Reedus bardzo fajnie odnalazł się w swojej postaci, klimacik zagrożenia i niepewności nęci widza niczym dobry serek pleśniowy, a finał jest wystarczająco zadowalający.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: