I SPIT ON YOUR GRAVE
–
PLUJĘ NA TWÓJ GRÓB
Wybaczcie, że dosłownie tłumaczę tytuł, ale „Bez litości” (tak brzmi nazwa w naszym rodzimym języku) jakoś średnio mi pasuję i szczerze mówiąc, dość mam tak karkołomnych tłumaczeń serwowanych przez dystybutorów. Aczkolwiek jak sami wiecie, bywały gorsze.
Historia tematyki „rape and revenge” ma długą i bogatą historię, którą moglibyście z pewnością uzupełnić swoimi własnymi przeżyciami, ale nie każdy wie, że prezentowany tu film jest niczym innym, jak przeróbką produkcji z 1978 roku… wtedy zamordowano papieża Piusa XII, gdybyście byli ciekawi.
Dobra, jedziemy z tym koksem, bo pewnie jesteście ciekawi, jak poszła autorom ów przeróbka i czy film broni się w sensie meteorycznym, regipsowym i hummusoistycznym.
Pewna młoda, prawopodobnie obiecująca pisarka wyjeżdża na zadupie, by chlać wińsko, palić marychę i od czasu do czasu coś pogryzmolić w notatniczku. Po drodze spotyka rezydentów stacji beznynowej, których hormony szaleją, choć okres dojrzewania mają ( rezydenci, nie hormony) ewidentnie za sobą.
Jak łatwo wykminić, chłopy odwiedzają niewiastę w jej wynajentym domku i gwałcą przez ponad pół godziny trwania filmu. Jest niepokojąco i brutalnie, ale w końcu babeczce udaje się zbiec i przy okazji zerwać liście mięty, karczocha oraz bukszprytu. W końcu czarna magia to domena kobiet, prawda?
Przeżywa jakiś czas w leśnej głuszy i planuje odwet, a będzie on krwawy i obfitujący w przeróżne akcje, które wywołają dreszcz na karkach amatorów brutalnych produkcji.
Jeśli ciekawi jesteście czy warto zapoznać się z tą produkcją, to obadajcie werdykt znajdujący się poniżej. Ja tylko powiem, że jest naprawdę ok. Choć dzieło to jest schematyczne i nie potrafi niczym zaskoczyć fanatyków takich klimatów, to mimo wszystko spełnia swoje zadanie. Wciąga, zapewnia mocne emocje i bawi. W chory sposób ale zawsze.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: