Trochę wstyd się przyznać, ale w kwestii literackiej grozy ma sporę zaległości, kupka wstydu ma u mnie rozmiary hałdy. Jak ktoś śledzi mojego instagrama, to wie, że dużo, często i gęsto chodzę po antykwariatach i kupuję książki, ale ma to charakter zwykle kompulsywnego kupowania w sytuacjach stresowych w celu ukojenia nerwów. Wiecie, jedni tłuką na konsoli, inni wrzucają papier, żeby trafić trzy cytryny, a ja kompulsywnie kupuję książki, których nigdy nie przeczytam. Cóż, powiedzmy, że prowadzę taki intensywnie pożerający czas tryb życia, że doby na czytanie starczyłoby mi, gdyby mieszkał na Wenus
Ale oto nadarzyła się okazja, żeby jednak coś z kurzącej się kolekcji przeczytać, zwana urlopem. Żeby tej rzadkiej okazji nie zmarnować na przeczytanie czegoś co mnie znudzi, wyjątkowo świadomie wybrałem pozycję na wakacje. Padło na „Plon” Grzegorza Kopcca- książkę, o której słyszałem/czytałem wiele dobrego. A opinie w tej materii pochodziły od ludzi, których zdanie najczęściej pokrywa się z moim gustem. Z tego powodu moje oczekiwania były dość wysokie, bo nie wybaczyłbym zmarnowania mi urlopu.
Czy „Plon” te oczekiwania spełnił? I to z nawiązką! Okazało się, bowiem, że to mój ulubiony rodzaj horroru, a w zasadzie horrorów. Dlaczego liczba mnoga? Pozwólcie, że wytłumaczę, będzie to jednocześnie duża część uzasadnienia tego, dlaczego „Plon” tak bardzo mi się podobał.
Ale zanim do tego przejdę, krótkie zasygnalizowanie fabuły „Plonu”
Powieść ta opowiada o rodzinie Wojtalów, która już na samym początku książki, musi się zmierzyć z tragedią, jaką jest śmierć Krzysztofa- najstarszego z dzieci. Śmierć ta następuje nie tylko w dziwnych okolicznościach, ale w dzień 18 urodzin chłopaka. Nie wszyscy wierzą w przypadkowość tego zdarzenia i zaczynają drążyć i prowadzić śledztwo, szybko dochodząc do wniosku, że za tym zgonem, czai się jakaś tajemnica. Gdy w kolejne urodziny, ginie w jeszcze dziwniejszych okolicznościach kolejne dziecko, upiorne tło całej sytuacji staje się pewne. Szybko okazuje się, że wszystko ma źródło w pewnej tajemnicy. Brutalnej, krwawej i domagającej się sprawiedliwości. Bardzo pokręconej sprawiedliwości.
„Plon” zaczyna się jak rasowy thriller, żeby przejść potem w horror oparty na tajemnicy, następnie sięgającym po dosadną brutalność, by na końcu…………
I tym opisem eklektyzmu, wracam do tego, co zasygnalizowałem na początku. Napisałem, że „Plon” to mój ulubiony rodzaj „horrorów” (liczba mnoga) właśnie z powodu bardzo wielu podgatunków, do których dzieło to sięga. I to-moim zdaniem (nie musicie się zgadzać)- jest jednym z najważniejszych rzeczy w horrorze jako gatunku, a w udanym horrorze- znów moim zdaniem (nie musicie się zgadzać)- na pewno. Pozwólcie, że wytłumaczę dobrohorrorwą teorię gatunku wybitnie gatunkowego.
Otóż każdy gatunek literatury/kina ma swoje reguły, którymi się rządzi i które trzeba znać i świadomie wykorzystywać, aby w danym gatunku nie polec. Horror moim zdaniem, jako gatunek, jest w swojej gatunkowości, najbardziej gatunkowy. Jak prawie żaden inny (no może oprócz westernu, który jest w sumie tak martwy jak Eric Draven- to znaczy niby jeszcze łazi i to czasem bardzo energicznie, ale w zasadzie już tylko po to, żeby wpierdol*ć paru typkom) ma bardzo mocno definiujące go reguły. I co więcej, są one mocno odporne na odrzucanie ich i majstrowanie przy nich, bo fani horroru (jako psychofan tak mam i czuję, że nie jestem w tym osamotniony) bardzo lubią te znane tropy -z jakichś powodów kochają ten właśnie gatunek. Jednocześnie mimo konieczności trzymana się reguł horror (a może nie „mimo” tylko właśnie dlatego) absolutnie nie wybacza wtórności. Co zatem tworzy dobry horror radzący sobie z tym (może pozornym?) paradoksem? Maestria w wykorzystaniu znanych motywów, w sposób pozwalający zbudować coś absolutnie świeżego. Skutkuje to jednym z najlepszych uczuć jakie może towarzyszyć fanowi horroru, tj. oglądania/czytania ulubionego dzieła, z emocjami takimi, jakbyśmy czytali/oglądali je po raz pierwszy.
Jak to zrobić? Nie wiem- gdybym wiedział, pisałbym takie dobre książki jak „Plom”. Wiem chyba, kto jednak umie to zrobić. Twórcy, którzy absolutnie zeżarli zęby na gatunku (obejrzeli i przeczytali wszystko co się da- tzw. Szkoła Tarantino, czyli najlepszą szkołą jest oglądanie całej półki kaset z wypożyczalni dziennie) albo twórcy z absolutnie wrodzonym talentem. Nie wiem, którym z tych twórców jest Grzegorz Kopiec, ale idealnie w „Plonie” udało mu się oddać to, o czym piszę w poprzednim akapicie.
Co do motywów, czego tu nie ma? Piła, Oszukać przeznaczenie, coś z klimatów Harry Angel, nawiedzenia, zemsta za grobu, slasher, thriller, bardzo wciągające msytery, wątki paranormalne spod znaku mediów i wizji, momentami dosadna brutalność i jeszcze kilka innych i…….przez ani jedną chwilę nie ma się wrażenia, że czytamy historię, którą już czytaliśmy lub widzieliśmy. To bogactwo motywów to nawet nie jest inspiracja- to jest po prostu wiedza o co chodzi w horrorze i świadome korzystanie z tego co w nim dobre.. Grzegorz Kopiec sięgnął po to co w wielu podgatunkach najlepsze, co pozwoliło mu stworzyć historię nie mającą żadnych dłużyzn ani słabszych punktów (znacie to wkurzające uczucie: „ten motyw jest super, ale ta cała reszta taka se”- to tu tego nie ma!). I jest to historia- mimo znanych motywów -bardzo oryginalna. A przez sięgnięcie-jako się rzekło- do dobranych najlepszych motywów- taka, że ani na chwilę nie chcę się przerwać czytania. Ostatni nagraliśmy taki podcast o filmie „Oddity”, który w tym wszystkim był podobnie umiejętny. Czerpał garściami z najlepszych horrorowych klasycznych motywów, a mimo to przez cały czas nie widz nie wiedział na co patrzy, był wodzony za noc i co chwila był zaskakiwany i to w sposób „walący w mordę”. Nic dziwnego, że „Oddity” daliśmy 10/10, a „Plom” jest w tym wszystkim jest niemal równie umiejętny. Nie zdradzę do tego ten kolarz motywów absolutnie pomysłowo wykorzystanych prowadzi- bo zaskoczenie jest również jedną z największych zalet „Plonu”. Liczba zaskoczeń może sięgnąć 666, także uważajcie. Ale muszę powiedzieć, że jak już wydaje się, że czytelnik wie z czym ma do czynienia, za zakrętem czai się kolejne zaskoczenie. I jak już napisałem- z gatunku najlepszych doświadczeń/motywów horrorowych. A już końcówka…..
No, ale wszystkie najlepsze pomysły mogą odrzucać, gdy całość jest źle napisana. Na szczęście i na tym polu „Plon” „dowozi”, jak to mówi młodzież. Żadne ze mnie literaturoznawca, więc nie wiem czy lepsza jest prostota czy rozbudowane opisy, fraza Hłaski, czy Olgi Tokarczuk itp., tid, ale wiem czego ja oczekuję od stylu, który mnie przykuje do fabuły. Może to banał, ale powinien być dopasowany do emocji, które opisuje i które ma wywołać. Wychodzi to w „Plonie” świetnie. Słowo jest dobrane tak, że kiedy trzeba jesteśmy zaintrygowani (tajemnica), kiedy trzeba czujemy, że chcemy odwrócić wzrok (brutalność) itp., itd. Absolutnie perfekcyjnym tego przykładem jest scena przepracowania jednego z bohaterów, który musiał zostać sam w robocie do późnego wieczoru, a jego wkurwien*e opisane jest tak, że sam miałem ochotę opaść na fotel, rzucają uprzedni paroma epitetami (zwłaszcza, że been there done that)
Ok, wyszła laurka, ale inaczej się nie da. Dawno żadna dzieło z gatunku horroru tak mnie nie wciągnęło i nie pochłonęło, nie dało tyle radości z obcowania z moim ulubionym gatunkiem, w sposób którym odbierałem go z entuzjazmem początkowej fascynacji, które pokonało znudzenie starego wyjadacza.
9/10 bo liczę, że kolejna książka od Pana Grzegorza może być jeszcze lepsza.
GoroA