Postawmy sprawę jasno. Moja narzeczona cholernie nienawidzi oglądać horrorów, gdy ja wałęsam się po mieście lub pracuję. Gdy jest sama w domu i podczas seansu garnki „przypadkowo” rozpieprzają się w środku nocy o podłogę, koty nawalają szpagaty, a sąsiedzi zamiast spać urządzają gromkie i zarazem wyuzdane tańce na półpiętrze, kobita jest po prostu przerażona.
Dwa dni temu postanowiłem pójść za ciosem i wraz z moją lubą zarzucić sobie sequel filmu, w którego recenzje właśnie wlepiacie gały… chociaż właściwie to po części prequel, ale o tym przeczytacie po reklamach.
Przenieśmy się do przeszłości i to wcale nie tak dalekiej. Katie, panienka z części pierwszej wraz ze swoim facetem idiotą odwiedzają krewnych, którzy mają równie wyczesany basen jak oni. Siostrę Katie zaczyna jednak coś prześladować, a na dodatek poczciwa suczka czyli pupilek rodziny na krok nie odstępuję najmłodszej latorośli, będącej dzieckiem siostruni.
Bohaterowie gadają sobie, instalują w domu system kamer, znowu gadają, bawią się tabliczką Ouija i znowu gadają, ale po jakiejś godzinie z hakiem film zaczyna się rozkręcać! Jednak to, co zostaje nam zaprezentowane nosi znamiona daleko posuniętego „tumiwisizmu” żeby nie powiedzieć, że prawie wszystko tu zrobione jest na kompletny odpieprz.
O ile część pierwsza była całkiem niezła, choć schematyczna, to oglądając to cholerne badziewie nie wiedziałe
m co ze sobą zrobić, i muszę tu zaznaczyć, że nawet moja kobieta nie dotrwała do końca, bo po kilkudziesięciu minutach po prostu jej się kimnęło i wcale jej się nie dziwię.
Do tego zaraz zarzucę wam cholerną wisienkę na torcie. Może nawet nie wisienkę, ale przegniłe mango, gotowi? Wiecie jak nazywał się dzieciak siostry Katie, o którego zabiegała zła moc? Tommy? Bruce? Jozue? Babeczka nazwała go Hunter… wiem, że to nie Polska, ale gdybym ja dziecko nazwał „Łowca” to by mi odebrali prawa rodzicielskie, jestem tego pewien.
Kończąc tę dziwaczną i pisaną pod wpływem recenzję zakomunikuje wam tylko, że jeśli nie podobała się wam część pierwsza, to z drugą będzie jeszcze gorzej, jeśli jednak polubiliście „jedynkę” to tym bardziej radzę trzymać się od tego z daleka.
3 komentarze
Hunter? Może bohaterowie byli fanami "Metro 2033"?
Pięć butelek, kiepsko.
a Hunter S. Thompson ?