Ponieważ jesteśmy mocno zarobionymi fanami grozy w wieku średnim, nasze oglądanie horrorów jest dość specyficzne. Otóż dość rzadko mamy okazję zapoznawać się z nimi „na bieżąco”. Obczajamy jakiś trailer nowości i gdy nakręcimy się na nią, obiecujemy sobie, że ogarniemy ją jak tylko wejdzie do kin. Niestety w ferworze tzw. normalnego życia okazuje się, że owa nowość już od dwóch lat nie jest nowością a my tracimy entuzjazm do owej produkcji, gdyż w momencie, gdy wreszcie chcemy zasiąść do oglądania, w internetach lata już mnóstwo opinii młodszych od nas specjalistów od grozy (i mówimy tu bez ironii- pozdro galeria horroru), stwierdzających, że obraz , na który ostrzyliśmy sobie ząbki, to jedna wielka kupa. No i rezygnujemy z seansu- bo jako mocno zarobieni fani horroru w wieku średnim, gdy już znajdziemy chwilę, nie chcemy mieć poczucia zmarnowanego czasu (oczywiście nie mówimy o chwilach, gdy z premedytacją włączamy żenadę dla odstresowania). Z drugiej strony bywa, że robimy wyjątek od reguły nie włączania „słabych, wyglądających dobrze na trailerach horrorów”, gdyż, ponieważ rocznikowo i pod względem sympatii bliżej nam do Egzorcysty niż do Obecności, czasem naiwnie wierzymy, że może tym razem, młodsze pokolenia mają po prostu „innego gusta”. Tak było w przypadku „Ostatniej klątwy”:
Początek zrobił nie tylko dobre, ale nawet bardzo dobre wrażenie. Fabuła jest oparta na faktach i opowiada historię młodego chłopaka skazanego za brutalny gwałt i morderstwo. Skazany do końca procesu zapewniał o swojej niewinności, a przed egzekucją wypowiedział słowa, w których wyraził się… tak a nie inaczej o tych, którzy go skazali. Po egzekucji okazuje się, że powiązani ze sprawą domniemanego gwałciciela i mordercy ludzi giną w niewyjaśnionych okolicznościach a w samym dochodzeniu i procesie doszło do wielu uchybień i niedopatrzeń. Tyle historii. W filmie oczywiście okazuje się, że Garret (tak nazywał się skazany) rzucił klątwę. Bohaterem obrazu jest natomiast jeden z ławników, jedyny, który miał wątpliwości i jedyny, który postanawia przeprowadzić osobiste śledztwo mające zrehabilitować Garreta. Musi się spieszyć, gdyż klątwa może dosięgnąć też jego bliskich.
Pierwsze kilkanaście minut, jak już wcześniej pisałem, naprawdę robi wrażenie. Samo poruszenie takiego kontrowersyjnego i wstrząsającego tematu to mocna rzecz. No i klimaty więzienne, cela śmierci i egzekucja niewinnego- to w zasadzie samograj i aż dziw, że rzadko w horrorze wykorzystuje się placówki penitencjarne i związane z nimi historie jako kanwę do opowieści. We wstępie do „Ostatniej klątwy” fajnie mamy też pokazane niedoskonałości systemu i jest w tym coś z kryminału sądowego podlanego okultystycznym sosem.
Niestety po egzekucji jakość opowieści leci na łeb na szyję. Dostajemy miałką, standardową, sztampową historię grozy z klątwą, którą trzeba zdjąć, banalnym śledztwem z tym związanym i przewidywalnym finałem. Do tego wszelkie sceny horrorowe są zwyczajnie słabe, nudne i bez wyobraźni (no może poza jedną), a napięcia praktycznie nie ma. I o ile część z tych zarzutów można wytłumaczyć niskim budżetem produkcji, o tyle snującej się, banalnej fabuły bez jakiekolwiek suspensu, za to z widzianym bimbalion razy zakończeniem usprawiedliwić się nie da. Do tego aktor odgrywający główną rolę jest większym drewnem niż stworzenia odpowiedzialne za upadek Isengardu.
Na koniec możemy stwierdzić tylko jedno, nasi młodsi koledzy po horrowym fachu mięli rację. „Ostatnia klątwa” jest film nie za dobrym. A w zasadzie jest chyba jednym z największych mi znanych przykładów zmarnowanego potencjału. Świetny początek i oparta na wstrząsających faktach (samych w sobie przerażających) historia, po chwili ustępuje flakom z olejem a jakość seansu nurkuje w dół niczym Neymar w polu karnym. Wystawiając końcową ocenę muszę jednak dodać punkty za sprawność reżyserską. Nie jestem ekspertem, ale mimo bez wątpienia malutkiego budżetu, sporo scen jest zrealizowanych z pomysłem (pod względem techniczno wizualnym a nie fabularnym oczywiście). W sumie „Ostatnia klątwa” jest horrorem, który z nudów można obejrzeć, ale niczym więcej. Daję 4/10.