OMEGA DOOM
Żeby było jasne… uwielbiam Rutgera Hauera, a postapokaliptyczne filmy ubóstwiam równie mocno.
Jednak to, co zostało mi zaprezentowane w tym dziwolągu sprawiło, że co 3-4 minuty śmiałem się jak opętany „podziwiając” bzdurne teksty, koszmarnie tandetne efekty specjalne oraz idiotyczną, pisaną na kolanie fabułę.
Tytułowy bohater jest cyborgiem, który po strzale w czajnik stracił pamięć. Wpierw zabijał ludzi i tępił ich niczym kociak myszki, ale pod wpływem headshota stracił do tego zapał.
Trafiając do mini-miasteczka, w którym frakcje cyborgów oraz klonów czekają na sposobnośc, by przejąć kontrolę nad składem broni nasz bohater infiltruje oba obozy, szanując jedynie odczepioną od korpusu głowę androida i panią barman.
Wnet nad miasteczkiem rozbrzmiewa echo lokalnej wojny, a podstarzały cyborg wydaje się być najlepszym remedium na zło, bezzasadną przemoc, stosunki przedmałżeńskie, obrońców klauzuli sumienia oraz prawicowe organizacje pozarządowe.
A tak na serio, filmidło to jest jednym wielkim zlepkiem koszmarnie głupich scen, po których obejrzeniu koń popuściłby w galoty. Nie ratuje tego ani Hauer, ani przyzwoite plenery.
Można mieć do tego sentyment, ale wybitnie nie wytrzymał on próby czasu i to w żadnym aspekcie.
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
5 komentarzy
Ej, nie może być AŻ TAK źle. 😛 Znaczy… ok, oglądałam to za dzieciaka, ale wtedy mi się podobało^^ Chyba czas odświeżyć.
A Hauer zmiażdżył system jako Bog w Lexxie. Dziwniej nie będzie.^^
Też za dzieciaka mi się podobał, niestety połowa scen jest żenująca, a androidy/klony myślące, że 3-4 osoby wygrają wojnę z ludzmi (o ile zdobędą spluwy) to już inna para kaloszy;)
A mimo wszystko chciałbym kiedyś zobaczyć 😀
Hej, a może byś tak następnym razem ''Rapemana'' zrecenzował, co? Bo to naprawdę zryte, japońskie ,,dzieło'' jest. 😉
Japońskich unikam z jednego względu… po 5 minutach gubie się, bo nie potrafię rozróżnić aktorów 😉 Ale obiecuję Ci że spróbuję w najbliższym czasie