„Nie oddychaj” nie należy do tego rodzaju fabuł, których byłbym entuzjastą (szczerze mówiąc, wręcz przeciwnie), ale że jest to nowość, a trailer wyglądał klimatycznie, postanowiłem film obejrzeć.
Historia jest prosta, żeby nie powiedzieć pretekstowa i ma (teoretycznie) coś z klimatów slashera i trochę z horrorów spod znaku „home invasion” (tyle, że odwrotnie). Opowiada ona o trójce młodych ludzi, którzy trudnią się włamaniami i kradzieżami. Mają razem wziąć udział w ostatnim skoku, a każdy z nich ma osobiste motywacje, które każą mu wziąć udział w akcji. Motywacje te sprawiają, ze przynajmniej część z tych postaci jest w jakimś sensie bohaterami pozytywnymi. Na ostatni skok włamywacze wybierają dom niewidomego weterana wojennego, który to weteran w mniemaniu złodziei, ma nie stanowić zagrożenia. Ale oczywiście stanowi. Prawda, że historia prosta?
Prosty, ale w sumie genialny jest też sposób na budowanie napięcia. Na pozór przypomina to, co możemy oglądać w „Kiedy zgasną światła”, czyli fakt, że antagonista potrafi wykorzystać ciemności, mrok jest jego naturalnym sprzymierzeńcem, daje mu niesamowitą przewagę, a z ludzi, na których poluje, czyni istoty w zasadzie bezbronne, nawet jeśli uzbrojone. Że taka idea budowania grozy jest świetnym punktem wyjściowym pisałem już przy recenzji „Ligts out”, ale między tamtym a tym horrorem jest drobna różnica, która sprawia, że w opisywanym przypadku koncepcja sprawdza się wprost niesamowicie! W „Don’t breathe” horror całej sytuacji jest realistyczny, wiarygodny, naturalny. Wnosi to straszenie na o wiele wyższy poziom.
Jest to, powiedzmy sobie, pierwsza warstwa straszenia, taki realizm, który sprawia, że rozumiemy sytuację, jesteśmy w stanie w nią uwierzyć, potrafimy się w nią wczuć. Pomysł z ociemniałym komandosem jest zresztą wyśmienity! Nie dość, że facet jest uzbrojony po zęby, wyszkolony, potrafiący skradać się i atakować z zaskoczenia, to na dodatek dzięki swojej ślepocie (i znajomości swojego domu) ma niesamowitą przewagę. Wystarczy, że zgasi światło. Bezradność włamywaczy w starciu z nim jest niezaprzeczalna. Nawet najmniejszy szept, skrzypnięcie podłogi czy oddech może być ich końcem. W filmie naprawdę to czuć. Obraz ma moim zdaniem z resztą coś z „monster movies”, gdzie drapieżca w swym naturalnym środowisku, funduje ludziom teoretycznie mającym nad nim przewagę tzw. jesień średniowiecza.
Drugi poziom straszenia wynika z faktu, że twórcy (reżyserem jest zresztą autor kapitalnego ramek’u „Martwego zła”) odrobili pracę domową i wiedzą jak przerazić. Liczne zwroty akcji, niczym grzmoty po uspokajającej ciszy, sprawiają, że widz co chwila podskakuje w fotelu i wciągnięty w sytuację naprawdę nie ma czasu na oddech! Ja osobiście siedziałem jak na szpilkach. Niewiele widziałem filmów, w których odczuwałbym takie napięcie i ciśnienie (na pewno w „Obcym”). Normalnie masakra! Kiedy już się wydaje, że jedna ze stron jest górą…bum… wracamy do punktu wyjścia. I znowu i znowu. Groza podbita jest też wysokim warsztatem technicznym. Odpowiednie kadrowanie, wykorzystanie światła i przede wszystkim mroku, dźwięków i ciszy itp. itd., dopełnia atmosfery horroru. Naprawdę szarpie to nerwy.
No i jest trzecia warstwa straszenia. Jest ona z gatunku „cóż to zwyrodnialec trzyma w piwnicy”. Lubię takie zagrywki, bo dobrze wyegzekwowane sprawiają, że fala narastającej grozy w końcu przerwy tamę i podsuwa nam w głowie: ” o ja pi…dolę, o ja pi…dolę”. Tu też jak jest (chociaż pewnie widywałem coś takiego w jeszcze lepszym wydaniu). Trzeba podkreślić, że owa zagrywka nie burzy realizmu fabuły, bo jednocześnie będąc bardzo przegiętą i w pewnym sensie chorą, wpisuje się sensownie w historię postaci komandosa i jesteśmy w stanie w to uwierzyć, a nawet zrozumieć.
No właśnie, w filmie mamy dodatkowo aspekt, który czyni obraz wyjątkowym (a bez którego byłby „jedynie” bardzo dobrym). Otóż jest dwuznaczny, nie można jasno stwierdzić, kto jest „dobry” a kto „zły”. Mimo, że włamywacze mają przerąbane bardziej niż pani w całodobowym po zwycięstwie Polski z Niemcami w meczu piłki nożnej, to przecież sami się prosili a facet broni tylko siebie i swojego domu. Poza tym, nawet jego chore fiksacje mają mocne usprawiedliwienie i nie można powiedzieć, ze są bezpodstawne. Mi film dał do myślenia, co w kinie grozy nie jest przecież regułą (raczej wyjątkiem).
A co z minusami? Dostrzegam jeden i to subiektywny. Jak już wspomniałem, fabuła jest naprawdę prosta, bez zagadek, wątków metafizycznych, nadprzyrodzonych i sprowadza się do gry w chowanego i ganianego (choć niewiarygodnie intensywnej, pełnej napięcia i przerażającej), co każe sklasyfikować „Nie oddychaj” jako thriller i to na dodatek z banalną wręcz historią. Osobiście od horrorów oczekuję raczej właśnie metafizyki i rozbudowanej, pomysłowej historii. W końcu kino grozy jest gatunkiem z założenia fantastycznym więc powinno się móc popuścić tej fantazji wodze.
No ale dobra, obiektywnie rzecz biorąc, w swojej kategorii film jest niemalże doskonały. Ma kapitalny i realistyczny pomysł na wywołanie grozy, trzyma w napięciu w zasadzie bez przerwy (i to w napięciu, które momentami naprawdę trudno znieść) a także „chory” dodający smaczku wątek. No i daje do myślenia. Mimo mojego osobistego dystansu do tego rodzaju kina, „Don’t breathe” po prostu nie mogę nie polecić.
PS. Weteran w pewnym momencie rzuca też słowa, które przywołują najbardziej niesamowicie napisaną postać komandosa w historii popkultury (przynajmniej spośród tych, które znam) i jeśli nawet to przypadek (w co nie wierzę), to jest to kolejna rzecz, która sprawia, że ten film zapamiętam na długo.
http://horroryonline.pl/film/nie-oddychaj-dont-breathe-2016/1323