FANGS
–
NOC NIETOPERZY
Czasem człowiek ma dość filmów o małżach mutantach atakujących plażę czy ogromnych prehistorycznych bestiach siejących popłoch w lasach, tak więc miłą odmianą są małe, z pozoru niegroźne stworzenia, które chmarami spadają na ofiary, kierowane jakimś dziwnym impulsem.
Gacki, zwane także luft myszami to pasja jednego z wykładowców uczelni w pewnym miasteczku, któremu w badaniach towarzyszą dwie, lekko przygłupie tapeciary, które są nieodrodnymi córkami swego kraju. Zgadnijcie jakiego.
Ów profesorek zostaje w dziwnych okolicznościach zabity, jego ciało przypomina obdarty ze skóry manekin, a same nietoperze gdzieś się ulatniają, trzepocąc skrzydełkami w tylko sobie znanym kierunku.
Miejscowy weterynarz łączy siły z przybyłą z wielkiego miasta policjantką, by odkryć sekret kryjący się za dziwnymi morderstwami, bo jak się okazuje, na jednym denacie się nie kończy, a zmasakrowanych denatów zaczyna przybywać w zastraszającym tempie.
Są tu również antybohaterowie, a widz może zidentyfikować ich już po kilkunastu sekundach obcowania z nimi na ekranie. Inwestor o aparycji szczura w garniaku sprzedający działki i domy, jego otyły przydupas ochroniarz oraz szeryf miasteczka to typy spod ciemnej gwiazdy, do których przemawiają jedynie pieniądze, więc oczywistością jest, że te dwie ekipy w końcu będą musiały się ze sobą skonfrontować.
Załączając to filmidło miałem nieodparte wrażenie, że mam szansę oglądnąć schematyczną, miłą dla oka i relaksującą produkcję, przy której nie będę zbytnio wysilał przegrzanej mózgownicy. Rzecz jasna, dokładnie tak było, co pozwoliło mi nieco złagodzić stres, wyrównać ciśnienie i zrelaksować się przed monitorem, zamiast rzucać bluzgami podziwiając to, co dzieje się w polityce.
Jak na typowo telewizyjną, niskobudżetową produkcję jest nieźle, tak więc nie ma co narzekać. Tym bardziej, że gacki nie wyglądają tak źle, jak można by się spodziewać.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: