Kino skandynawskie jest specyficzne. Często minimalistyczne niczym budżetowa kuchnia z Ikei a ciężkie jak najbardziej wypasiona skórzana kolekcja KLER. Można je kochać lub nienawidzić. My… w sumie uwielbiamy. „Pozwól mi wejść” czy „Sauna” to według nas petardy. Tak więc, gdy od naszego etatowego „polecacza” Łukasza dostaliśmy „polecajkę” w postaci skandynawskiego horroru „Niewiniątka” od razu zabraliśmy się do oglądania.
Fabuła nie należy do skomplikowanych (co nie znaczy, że nie jest dobra) i opowiada o grupie dzieciaków z małego miasteczka, które to dzieciaki w trakcie wspólnych zabaw odkrywają , iż mają paranormalne zdolności. Z początku wykorzystują jej niewinnie, ale z czasem zaczynają pozwalać sobie na więcej i więcej. A gdy nieukształtowane jeszcze w pełni i niedojrzałe osobowości nagle otrzymają możliwość robienia „wszystkiego co im się żywnie podoba” jest jasne, że nie dostaniemy historii w stylu „z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność” a raczej coś bliżej „Władcy much”.
Pomysł fabularny wydaje się więc prosty (podobny był np. w „Brithburn”), ale jest on genialny w swojej prostocie. A właściwie objawia on swoją genialność w przypadku, gdy wszystkie elementy składowe filmu są wyegzekwowane w możliwie jak najlepszy sposób. W „Niewiniątkach” tak właśnie zostały wyegzekwowane.
Na pierwszy plan wysuwa się aktorstwo. Wszyscy młodzi odtwórcy głównych ról wypadli wręcz koncertowo. Szczerze trudno byłoby mi sobie wyobrazić, że ludzie, którym daleko jeszcze do dorosłości mogą wypaść tak dojrzale i przekonująco. A jednak! Dzięki ich doskonałej grze, czuć cały ten ciężar psychologiczny sytuacji, w której się znaleźli, można zrozumieć to, jak ona na nich wpływa a cała przemiana wewnętrzna bohaterów jest niezwykle wiarygodna. Odczuwa się tą duszną atmosferę narastającego, eskalującego terroru, który raczej nie skończy się happy endem.
W budowaniu tego napięcia wybitnie pomagają zdjęcia i plenery. Nie odkryje tu Ameryki (a raczej Skandynawii), gdy napiszę, że „nordycki minimalizm” idealnie nadaje się do opowiadania takich ciężkich psychologicznych historii. Klimat małomiasteczkowego wyobcowania i samotności niesłychanie wręcz potęguje, to, jak ci młodzi ludzie postawieni są w sytuacji, gdy muszą sobie radzić ze emocjami, które ich przerastają i o których przecież nie mogą wiedzieć, że prowadzą do miejsc „gdzie ciemno, zimno i pełno zbutwiałych zagadkowych kształtów” (cytując genialny monolog Jokera z „Zabójczego Żartu”). W tej ciszy wielkich, pustych przestrzeni skandynawskiego krajobrazu najmniejszy nawet akt dziecięcej przemocy wybrzmiewa niczym donośny dzwon piekielny. Dlatego właśnie, że jest bezsensowny, niepotrzebny a przy nieukształtowanej psychice tych, którzy go dokonują, także nieunikniony. I to jest najgorsze.
Gdybym w tym świetnym filmie, jakim niewątpliwie jest obraz „Niewiniątka” miał doszukiwać się wad, to wymieniłbym dwie. Pierwsza to taka, że ten posępny, powolny minimalizm jest raczej nie dla każdego. Ci, których nie pociąga ciężka, psychologiczna atmosfera, z pewnością się wynudzą. Tym bardziej, że jak już zostało wspomniane, historia nie należy do zbyt skomplikowanych. Zwrotów akcji jest niewiele (co nie znaczy, że nie ma ich wcale) a średnio rozgarnięty widz dość prędko zorientuje się, dokąd historia zmierza. No nie jest to z pewnością film dla ludzi lubiących zaskoczenia i fajerwerki. To jest właśnie wada numer dwa.
Pomimo wspomnianych niedociągnięć „Niewiniątkom” należy się bardzo wysoka ocena. Jest to typowy przykład skandynawskiego horroru w całym swym pięknie. Minimalistyczny, ciężki, przytłaczający i pełen psychologicznej głębi. A do tego fenomenalnie zagrany. Dla fanów takich klimatów to pozycja obowiązkowa.
autor: GoroM
2 komentarze
Znakomity filmy działający na wielu płaszczyznach, ale przede wszystkim na emocjach. Czuć tutaj, że jego twórcy mieli bardzo dobry pomysł, który nie wymagał wielkiego budżetu.
Zgadzamy się! Dzięki za polecenie