INTO THE GRIZZLY MAZE
–
W LABIRYNCIE GRIZZLY
Nie wiem ile waży ten niedźwiedź, jaką ma siłę w pysku, ale jedno jest pewne. To pierwszego sortu skurwiel, który nie radzi sobie ze swoją psychiką i zamiast udać się do niedźwiedziologa, zaczyna zabijać co popadnie, nawet przedstawicieli swojego gatunku.
Domyślam się, że nie miał łatwego dzieciństwa, jego matka się puszczała, ale żeby aż tak nienawidzić świata? No dobra, zostawmy tematykę misiowatej psychiki i skupmy się na reszcie postaci dramatu.
W tym miejscu rzeknę, że nawet jeśli od początku wiadomo, że nie są to pozytywni bohaterowie, to mimo wszystko absolutnie wszyscy budzą sympatię u widza i nie irytują swoim zachowaniem, co nie zdarza się w filmowym świecie zbyt często.
Mamy tu dwóch skłóconych ze sobą od lat braci, żonkę jednego z nich, posiadającą pewną cechę, której raczej się nie spodziewacie oraz eks panienkę drugiego braciszka, która obecnie bawi się w panią doktor. Na dokładkę, scenarzyści serwują nam jeszcze postać lokalnego zabójcy niedźwiedzi, który żywi do nich specyficzne uczucia.
Ta właśnie piątka będzie zmuszona walczyć o przetrwanie w dzikich lasach, ponieważ wspomniany przeze mnie, oszalały i diablo przebiegłby misio będzie robił wszystko, byleby tylko pławić się w ciepłych wnętrznościach i nacierać swe ogromne sutki krwią niewinnych ofiar!
I tutaj ludziska moje muszę powiedzieć, że film ten jest cholernie emocjonujący! Mało tego, jest bardzo dobrze nakręcony, posiada fajną ekipę aktorską, plenerki są śliczne, futrzasty zabójca prezentuje się pięknie, a dynamika scen ataków jest na wysokim poziomie.
Cholera, nie mam się tutaj absolutnie do czego przyczepić, a dodatkowo, tuż po seansie moja twarz przypominała banana. Tak dobrze się na tym bawiłem! Jeśli lubicie tematykę Animal Attack, to walcie jak w dżunglę i nie zastanawiajcie się długo. Warto!
Dla zainteresowanych:
Werdykt: