LEPRECHAUN 2: KARZEŁ 2
Małżeństwo to piękny obrządek, podczas którego w parę młodą ciska się bób, ryż czy inny wyrób prosto z Mother Nature Corporation.
Za diabły wszelakie nie zrozumiem po cholerę brudzi się tym ubiory państwa młodych, którzy boją się posadzić zad na twardym kamieniu, by tylko nie odkształcić sobie uniformów.
Na całe szczęście, takiej zagwozdki nie ma tytułowy bohater, który tuż po ślubie zamierza przemienić swoją małżonkę w pokraczną maszkarę rodem z niskobudżetowego horroru, by tylko ich dzieci nie strzelały foszków o ludzki wygląd mamuśki.
Historia rozpoczyna się, gdy ojciec pewnej białogłowej, będący notabene sługą karła ratuje swoją córkę od przykrego małżeństwa z groteskowym pokurczem.
Jego działania nie pozostają jednak bez echa, ponieważ tysiąc lat później mściwa pizda mieniąca się mianem Leprechaun’a postanawia wziąć sobie za żonę jego pra-pra-pra-pra-pra wnuczkę, o którą walczył będzie jej chłopak, wspomagany przez kumpla naciągacza.
Wbrew powszechnie znanemu prawu sequeli, część druga jest ciekawsza i bardziej jajcarska, choć nie ustrzeżono się w niej pewnego błędu logicznego.
Niedługo wezmę się za kolejne części (zwłaszcza, że niedługo powstanie remake) i jestem w stanie w ciemno polecić ten film fanom nieskomplikowanego, acz rubasznego kina z irlandzkim zabarwieniem.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: