Hell House LLC to film, który okazał się dla mnie totalnym zaskoczeniem, nie będąc dla mnie żadnym zaskoczeniem. Dziwna konstrukcja, co? No wieec chodzi w niej o to, że Hell House LLC oferował jedynie to czego można się było po nim spodziewać, w dodatku biorąc pod uwagę, gatunek jaki ten horror reprezentuje, nie powinno to stanowić wady a finalnie…………okazało się, że film mi się podobał, i to nawet bardzo, właśnie przez brak oryginalności, na dodatek w dość już wyświechtanym gatunku.
Ale po kolei.
Hell House LLC zaczyna się od pokazania telewizyjnych urywek wiadomości pokazujących tragedię jaka wydarzyła się w dzień otwarcia jednego z domu strachów. Dramat był tajemniczy, w trakcie zabawy w domu zginęli prawie wszyscy, no oprócz jednej osoby, nikt nie wie co się stało. Następnie dochodzą do głosu śledczy dokumentaliści, którzy badają sprawę i postanawiają wrócić na miejsce tragedii, uprzednio oglądając nagranie, które sporządziła ekipa, która przygotowywała feralnych dom strachów do otwarcia a następnie filmowała inauguracyjną zabawę, które przerodziła się w tragedię.
Tak, wiem, że się domyliście. Hell House LLC jest klasycznym, nawet bardzo, przedstawicielem gatunku „found footage”. W związku z tym gatunkiem miałem dwie refleksje. Po pierwsze, że gatunek ten jest bardziej martwy, niż…..trup. W zasadzie skończył się na Killem’all, , tzn. tam gdzie się zaczął, czyli na Blair Witch Project. Po drugie, i to jest refleksja natury szerszej, że horrory stricte (sub)gatunkowe, bez jakieś własnego, nowatorskiego, odstającego od sztancy dodatku, są nieoglądalne ( casus slasherów).
Hell House LLC zadał kłam oby tym tezom, w dość specyficzny sposób.
Faktycznie można by powiedzieć, że gatunek skończył się od razu na jego fundamentach, pierwszym ikonicznym Blair Witch Project. No bo co można dodać jeszcze do formuły, która jest oparta w zasadzie wyłącznie na pomyśle (no przecież nie na efektach, biegłości warsztatowej, twistach fabularnych, czy wystrzałowym aktorstwie), i to pomyśle, którego założenia są takie, że w sumie raczej sprawdza się tylko raz?
Faktycznie można by też powiedzieć, że niedodawanie czegokolwiek do formuły, która jest bardzo sztywna i z góry znana, sprawia, że film staje się zwyczajnie nudny.
Okazuje się jednak, że found footage to taki specyficzny gatunek, w którym to drugie, czyli trzymanie się klasycznych założeń (jak śpiewali Rakim, Nas i KRS-one- I’d like to return to the classics), wcale nie szkodzi filmowi, a wręcz przeciwnie i w sumie udowadnia, że z tego gatunku można jeszcze co nieco wyciągnąć kręcąc to samo. Paradoks nie?
W Hell House LLC mamy właśnie tą kurczową wierność założeniom, co dobrze służy obrazowi.
Zaczyna się od wprowadzenia o tajemniczej tragedii i urywakami z wiadomości, co świetnie nas wprowadza w całą tajemnicę, co do której każdy chce usłyszeć odpowiedź na pytanie „co się stało”?. Potem mamy wypowiedzi drugiej ekipy dokumentalistów, którzy tylko dolewają oliwy do ognia, czyli tajemnicy do tego pytania, mówiąc, że znaleziona została taśma, ale mimo jej obejrzenia i tak, co się tam stało to „tego nie wie nikt, tego nie wie nikt” (jak z kolei śpiewał Bohdan Łazuka).
A potem mamy odtworzenie i feralnej taśmy dokumentując przygotowania do otwarcia domu strachów i samej tragedii i na końcu wreszcie finał związany z poczynaniami nowej ekipy, która wraca na miejsce tragedii.
Sama konstrukcja jest zatem klasyczna jak tylko się da, a do jej zrealizowania użyto środków, które również stały u podstawy tego gatunku (bez dodatków, które dodały późniejsze filmy, a które, jak się okazuje nie pasowały do gatunku).
A więc jak ktoś zaczyna się bać i ucieka to najczęściej upuszcza kamere, która potem kreci róg pokoju, a groza wynika z tego, co się dzieje (a co najczęściej po prostu słychać).
Często kamera kręci taką „codzienność”, w której dzieje się niewiele.
Często jak zdarzy się coś przerażającego, to słyszymy o tym w burzliwych dyskusjach bohaterów, a nie ze sfilmowania samej sytuacji (jak np. scena, w której bohaterowie próbują poruszać głowami manekinów klaunów, bo jeden bohater spanikował, że widział jak się obracają- czego my oczywiście nie widzimy- a przecież one są nieobracalne).
Często cała groza wynika z takich „drobnostek”, że kamera nagrała manekina w innym miejscu niż podobno go zostawiono, albo wygląda jakby nagrały się trzy manekiny mimo, że użyto dwóch.
I tak dalej, i tak dalej.
Okazuje się, że takie drobnostki bardzo dużo dobrego robią filmowi, bo pozwalają zachować względny realizm, tak klasycznie rozumianego found footage. To co bowiem, jak się okazuje, najbardziej szkodzi temu gatunkowi, to to, że dodaje się zbytnie „fajerwerki”, które wymagają jednak zbyt dalekiego zawieszenia niewiary. A to co jest siłą tego gatunku to to, żeby pozostał on jak najsilniej w klimatach i sposobie realizacji „odnalezionej taśmy”.
Na szczęście Hell House LLC tego wszystkiego, co zbędne i szkodliwe, unika. Nie ma tu amatorskiego kręcenia z ręki, który okazuje się nie unikać pięknego montażu. Nie ma tu przechodzenia obok strasznych sytuacji akurat z tragarzami…wróć…to jest z kamerą. Nie ma wpadnięcia w panikę i mimo tego kręcenia wszystkiego po drodze.
I to udowadnia, że formuła nie wyczerpała się tak bardzo, właśnie dlatego, że mało filmów idzie tą klasyczną drogą, której wszelkie dodatki, o dziwo, szkodzą. No bo, co? Blair Witch Project, Pougheskpee tapes i Atticus Institute. No może jeszcze coś, ale pewnie bym policzył na palcach jednej macki.
I okazuje się, że taka formuła potrafi być nadal straszna. Wystarczy tego tylko nie zepsuć.
W sumie Hell House LLC to takie Blar Witch Project oryginalne, tylko lepsze bo nie tak nudne. Wprowadzenie z policyjnymi wstawkami jest mocniejsze, wymiar tragedii, który się odbył, hmmm, większy. A sama odnaleziona kaseta też straszniejsza, nie jakieś tam patyczki, tylko lalki, clowny i duchy. Oraz dużo większa masakra. I sam finał też chyba ciut mocniejszy. Tajemnica jakby ciekawsza.
Aż się dziwię jak dobrze to zostało pomyślane i sprawnie zrealizowane. I w konsekwencji straszne.
Oczywiście jak ktoś nie trawi found footage to nie trawi. Natomiast jak ktoś nie jest uprze3dony to będzie zadowolony, zaś dla fanów gatunków to a must see.
Moce 7/10