Nasz niezastąpiony admin HomerLi wiercił mi dziurę w brzuchu abym wreszcie napisał coś o horrorze, w temacie którego ja mu zawsze wierciłem dziurę w brzuchu, za każdym razem, gdy zachwycał się klimatem jakiegoś asiana. W sumie sam się trochę dziwię, że wcześniej nie zdecydowałem się napisać czegoś o „Harry Angel”. Wszak jestem tym wojownikiem, który dzielnie przeszukuje Internet w poszukiwaniu tematów o ulubionych horrorach, żeby zaatakować znienacka komentarzem „Harry Angel! Pierwszy!”. Jeśli śledzicie nasz fanpage musieliście już to zauważyć bo trąbie o tym wszem i wobec- jest to ciągle mój horror numer 1, mimo, że jak już też zauważyliście, sporo już w życiu widziałem.
Wszystko w nim jest na najwyższym możliwym poziomie, przy czym pozwolicie, że skupię się na trzech, najbardziej istotnych i w największym zakresie wpływającym na jakość danego filmu, aspektach.
Fabuła. Niestety nie mogę tu odkryć ani rąbka tajemnicy. Scenariusz filmu zbudowany jest bowiem na zagadce, która prowadzi bohatera przez kolejne warstwy tajemnicy, które z każdym kolejnym klockiem układanki okazują się co raz bardziej mroczne. Film zaczyna się powierzeniem tytułowemu detektywowi zlecenia odszukania zaginionego muzyka. Trop początkowo prowadzi do szpitala, który, jak się okazuje, zaginiony w bardzo dziwnych okolicznościach opuścił. Dalsze kroki w śledztwie wiodą do tajemniczego Nowego Orleanu, w którym nic nie jest takie jak się wydaje, a prawda, w niesamowitym finale, okazuje się wstrząsająca. Nie mogę nic zdradzać, ale powiem tylko, że historia jest tak sprawnie napisana i świetne opowiedziana, że nawet znając finał lub domyśliwszy się go i tak zostaniecie wciśnięci w fotel. Ja oglądałem film kilka razy i zawsze zbieram szczękę z podłogi.
Klimat. Atmosfera zbudowana w filmie jest niesamowita. Przede wszystkim jest niesamowicie mroczna i duszna. Co więcej, najlepsze w tym jest to, że aby ją uzyskać reżyser nie musiał wcale sięgać do aspektów fantastycznych. Cały nastrój to ukazanie Nowego Orleanu tamtej epoki z jego skąpanym w magii, voodoo, zadymionych klubach jazzowych, niebezpiecznych uliczkach, mieszance pierwotnej dzikości natury i wkradającego się w nią miejskiego, klimatem. Ten świat, w takim kształcie w jakim on w rzeczywistości był, jest sam w sobie niesamowity. Ten realizm, który tak naprawdę był magiczny, jest dużo bardziej wciągający niż jakakolwiek zmyślona wizja, właśnie przez swoją namacalną prawdziwość. Wszystko to jest ujęte w niesamowitych zdjęciach, np. świetnie wykorzystujących grę światłem.
Żeby nie być gołosłownym
Aktorstwo. Wszystkiego tego dopełnia gra aktorska najwyżej próby. Niewiele horrorów miało AŻ TAK dobrą obsadę. Jak wiadomo De Niro wielkim aktorem jest. Trochę bardziej można by się spierać o Mickeya Rourke, ale u szczytu formy (np. Ćma Barowa) to był top i geniusz. I w tym filmie jest właśnie u szczytu formy. Ze świetnie napisanymi rolami, w rewelacyjnie skonstruowanym scenariuszu, w otoczeniu niesamowitych plenerów obaj panowie dają prawdziwy popis aktorstwa.
Wszystkie trzy elementy, czyli fabuła, klimat i gra aktorów osiągają najwyższy pułap w najlepszym- w mojej ocenie- finale w historii horroru. To znaczy sam finał ze względu na jego fabularne rozpisanie to takie skromne 9/10 (uwzględniając różne gusta bo dla mnie to oczywiście 10) natomiast sposób jego zagrania winduje go na jakieś 11/10 minimum. Pytanie, które stawia Harry, odpowiedź jaką dostaje, w końcu ostatnia linijka tekstu jaka pada w filmie….no nie, to trzeba zobaczyć.
No nic. Zajarałem się znowu. Oczywiście możecie nie podzielać mojego egzaltowanego entuzjazmu. Trudno. Jakoś to przeżyję. Najwyżej pocieszę się oglądając Angel Heart kolejny raz. I kolejny raz z pewnością powali mnie na łopatki.
http://horroryonline.pl/film/harry-angel-angel-heart-1987/14