SHROOMS
–
GRZYBY
Przy okazji recenzowania filmu „Atak ludzi grzybów” wspomniałem już jakie są moje preferencje odnośnie mniej lub bardziej zjadliwych odmian tych cichych morderców.
Nie wspomniałem wam natomiast, że musiałbym mieć kompletnie nakopane pod czerepem, by wzorem bohaterów tego filmu szamać ich narkotyczne odmiany na surowo, albo robić z nich herbatkę.
Po raz kolejny przekonałem się, że amerykańska młodzież zdolna jest do wszystkiego, by choć trochę spizgać się na łonie natury.
Prym wiedzie uczęszczająca do katolickiej szkoły blondyna, który już w pierwszych kilkunastu minutach pakuje sobie do ust grzybiastego stwora… czyżby jakieś przyzwyczajenia ze szkoły?
W każdym razie, po tym wydarzeniu niemalże wykręca śmiertelne salto, ale jakimś cudem udaje się jej przeżyć. Zyskuje natomiast paranormalne zdolności, które pozwalają jej widzieć przyszłość, tym jednak co widzi nie jest spokojna starość czy zwycięskie numery toto lotka, ale śmierć jej towarzyszy.
Nagle przyszłość się sprawdza, kumple giną jak muchy, a ona sama odkrywa kto jest odpowiedzialny za stos trupów, jakiego nie powstydziłby się kanibal z Rotenburga.
Choć film zrealizowany jest przyzwoicie, a w pewnym momencie jeden z bohaterów gaworzy sobie z krową(!) to nie ma tu niczego, co może zaskoczyć widza, choć co bardziej niedomyślnych może lekko oszołomić sam finał opowieści.
Siedziało się na tym przyjemnie, choć głębokim kinem ciężko to nazwać
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=wHhwiT6eedc
Werdykt: