Dawno nie było jakiejś recenzji. Jeszcze dawniej mojej recenzji. A mojej recenzji książki to już w ogóle.
No, ale w końcu udało mi się coś przeczytać i to takiego, że aż ma ochotę się z wami podzielić więc jedziemy.
Ewangelia Krwi to jest taki ewenement będący jednym z moich ulubionych rodzajów ewenementów. Takie 6/10, co to bawi jak co najmniej 8/10. W kategorii filmów to takim przypadkiem były np. (no wiem, że nie dla wszystkich) Legion.
Ewangelia Krwi to taki horror przygodowy, akcyjniak, do którego wrzucono tyle motywów, że dla niektórych to „olaboga, co za absurd, tego się nie da czytać”. Ale dla innych, np. takich jak ja, u których istotną cechą podejścia do horroru jest tzw. dziecięcy entuzjazm (jak np. Chuckyego do zabijania) to jest „o wow, dawać mi tu następny rozdział, shut up take my free time itd.).
Uwaga, będą spoilery.
Powieść opowiada historię poszukiwania tytułowej ewangelii. Otóż tytułowa Ewangelia Krwi to podobno dzieło napisane przez samego Chrystusa i to jego własną krwią. Jak to bywa z tego typu księgami, podobno ten kto ją zdobędzie zyska władzę nad światem, czy coś takiego. Nic dziwnego, że od wieków, próbuje ją znaleźć największe zło w historii. Po drugiej stronie zaś stoją oczywiście ci dobrzy, którzy starają się aby Ewangelia nie trafiła w niepowołane ręce. Dobrzy mógłby w sumie napisać w cudzysłowie, bo chodzi o Watykan, który jak wiadomo w takich historiach….no wiadomo.
Plusem powieści jest szalony kalejdoskop i galopada pomysłów. Czego my tu nie mamy> Obie strony oczywiście dysponują po swojej stronie siłami nadnaturalnymi, przede wszystkim potworami.. Są oczywiście wilkołaki, ale głównie wampiry, podrasowane wampiry, wytrenowane wampiry. Po stronie Watykanu wampiry, które przeszły na stronę Armii Boga i zwalczają swoich pobratymców.
Cała reszta, to również to co tygryski lubią najbardziej. Naziści, praktyki okultystyczne, zaginione artefakty, opętane nietoperze, przepowiednie, archeolodzy, katakumby, tajemne symbole. I nawiązania do historii i postaci historycznych, które jak się okazuje nie były takimi jak opisywał Paweł Jasienica i Norman Davies/. Suprise, suprise, dużą rolę w wielu wydarzeniach jak się okazuje odgrywały praktyki okultystyczne, zaginione artefakty, opętane nietoperze, przepowiednie. A wiele kluczowych w tych wydarzeniach historycznych postaci to…wampiry.
O dziwo, cała ta mieszanina pomysłów…..klei się. Oczywiście pewnie wymaga to większego niż na co dzień zawieszenia niewiary i pewnej dozy dziecięcego entuzjazmu, bo wiem, że niektóre recenzje sarkają na absurdalność rozwiązań. Ale chyba w sumie jest w tym trochę malkontenctwa. Ewangelia Krwi ma przecież coś z Blade’a, coś z Indiany Jonesa, coś z Hellsinga. Kto nie lubi Blade’a, Indiany Jonesa i Hellsinga? Tylko pewnie jakiś Pan Maruda, niszczyciel dobrej zabawy, pogromca uśmiechów dzieci. A poza tym akcja tu cały czas pędzi do przodu, a jak zwalnia o jeden bieg, to tylko po to, żeby za pięć minut wrzucić dwa do przodu. Więc nie bardzo jest czas się zastanawiać, że może historia wyleciała może poza bandę albo jumpnełą sharka.
Oczywiście Ewangelia Krwi ma pewne wady. Oprócz tej pewnej dozy absurdalności, którą można kupić lub nie (mnie totalnie nie przeszkadzała), jest napisana dość nierówno. Ma bowiem dwóch autorów co niestety trochę daje się odczuć. To jednak mankament, który nie powinien zbytnio psuć zabawy.
Bo zabaw jest tu słowem kluczem. Jest to taki trochę przypadek serialu rozrywkowe klasy B. No nawet B+, nakręconego porządnie, w całym porządnie wymyślonym i zaplanowanym entourage, który choć może nie jest jakoś szczególnie ambitny w kontekście głębszych treści, to jest wystarczająco ambitny w kontekście akcji i całego pomysłu na świat i intrygę. Choć ten świat i ta intryga są mocne pulpowe.
I nawet cliffhanger ma w takich klimatach. Cliffhanger zapytacie? A co? Nie mówiłem, że jest takowy? No to jest. Być może okazać się, że zła strona jest dobra a dobra zła, albo może Ewangelia Krwi jest czymś innym niż miała być, albo może samo jej znalezienie nie kończy historii bo trzeba księgę otworzyć, albo może zrozumieć, albo może jak się ją zrozumie to mówi coś innego niż miała? Niepotrzebne skreślić (aż tak nie spojleruje). W każdym razie zakończenie jest typowe na „zaraz damy kolejny cześć historii bo wiemy, że chcecie”. No bo to okazuje się trylogia jest. Nie mówiłem, że trylogia? No to jest . Shut up take money and free time.
Ja na pewno zatopie się w kolejnych częściach historii. Choć jest to „tylko” rozrywkowa klasa B.