Ciągle tylko te recenzje i recenzje, chyba czas to zmienić i wynieść naszą horrorową publicystykę na wyższy poziom. Dlatego właśnie postanowiliśmy napisać artykuł, w którym wymądrzamy się na temat- jakie filmy grozy uważamy za mające największy wpływ na nasz ukochany gatunek. Nie muszą to być filmy najlepsze, ale powinny być takie, które zapisały się w historii kina grozy i odcisnęły swoje piętno. Uwzględniamy oczywiście tylko te filmy, które oglądaliśmy, oraz wykluczamy takie, które są na tyle oldoschoolowe, że nie będziemy udawać, że potrafilibyśmy je sensownie przeanalizować (Nosferatu, Gabinet dr Caligari itd). Powiedzmy, że nasze zestawienie zaczniemy od roku 1973, kiedy to powstał horror uważany za najstraszniejszy w historii A więc:
1) Egzorcysta (1973)- do tej pory jest to wzór tego, jak powinno się tworzyć przerażające filmy. Egzorcysta odwołuje się do jednego z najstarszych i największych lęków ludzkości- lęku przed diabłem i robi to w najlepszy możliwy sposób. No i jest filmem, któremu obrazy opętaniach zawdzięczają WSZYSTKO. Na dodatek jest na najwyższym poziomie artystycznym, poziomie, który w horrorze nigdy wcześniej (pomijając może biało czarne oldschoole w duchu niemieckiego ekspresjonizmu) nie był osiągnięty (a czy był później to też nie jest takie pewne). Fenomenalne aktorstwo, wybitne na tamte czasy efekty specjalne, dwa oscary (z dziesięciu nominacji!). Egzorcysta przeraża, szokuje, łamie tabu, jest obrazoburczy, ale przede wszystkim uczy jak się powinno kręcić horrory.
2) Teksańska masakra piłą mechaniczną (1974) i Halloween (1978)- W tym przypadku postanowiliśmy opisać dwa filmy w jednym punkcie, gdyż oba są przypisywane do jednego gatunku i oba wyznaczyły owego gatunku ramy. Gdy myśli się o horrorach typu „slasher” ma się świadomość, że jest to gatunek najbardziej schematyczny, ale zapomina się o fakcie, że schematy zostały wypracowane właśnie przez Halloween. A fakt, że później przez wiele lat były kopiowane w zasadzie jeden do jednego, świadczy tylko o tym jak one były dobre i ikoniczne. Bo co by nie mówić „Halloween” to obraz ikoniczny. Ikoniczny zabójca, ikoniczna muzyka, ikoniczna „final girl” (w ogóle obraz Carpentera prawdopodobnie wprowadził ten termin do słownika grozy). Największe arcydzieło swojego gatunku. No a Teksańska masakra piłą mechaniczną? Obraz równie istotny dla gatunku co Halloween i w zasadzie był nakręcony wcześniej. Leatherface jest przy tym równie kultowy, co Myers a do tego ma kultową piłę. Przede wszystkim jednak Masakra wprowadza do horroru coś, czego nie było nigdy wcześniej: surowy, brudny, niepowtarzalny klimat oraz krwiste gore. Wcześniej nikomu nie przyszło do głowy, żeby takie rzeczy pokazać na ekranie. Dzięki temu Masakra nie tylko przeraża i szokuje, ale zostaje w głowie na długo. A kolokwialnie mówiąc- „siada na psyche” tudzież „ryje banię”
3) Obcy- ósmy pasażer Nostromo (1979)- Gdzieś kiedyś czytałem fajne stwierdzenie czym się różni strach od lęku. Strach jest racjonalny- boimy się tego, co znany i co rozumiemy. Natomiast lęk… lęk jest bardziej pierwotny. Lękamy się rzeczy nie pojętych, rzeczy, których nie da się ogarnąć rozumem, których nie umiemy wytłumaczyć. Do lęków ludzkości zawsze odnosiło się kino grozy. Stąd właśnie dostawaliśmy horrory z demonami, duchami i mocami nadprzyrodzonymi. Aż tu nagle Ridley Scott wpadł na genialny pomysł i pokazał nam na ekranie lęk, który zawsze było w nas obecny, ale nigdy nie był ukazany w taki dosadny i paraliżujący sposób. „Obcy” uświadamia nas, że niezmierzona, czarna pustka kosmosu jest miejscem, w której może kryć się źródło lęków tak niepojęte, tak groźne i niezrozumiałe, że nasze poczciwe duchy, diabły i szatany, są przy tym bajką dla dzieci. Alien jest jednocześnie obcy a mimo to (w czasach, gdy naukowcy coraz śmielej patrzą w gwiazdy) tak bardzo bliski i przez to przerażający. A wszystko to pokazane przy wykorzystaniu klasycznych (w najlepszym tego słowa znaczeniu) „gotyckich” sposobów wywołania lęku i plastyki przekraczającej możliwości zwykłej ludzkiej wyobraźni. To co zaserwował nam twórca wyglądu aliena, Pan Giger, sięga do najgłębszych, ukrytych w umysłach, niezwanych lęków, w sposób niedościgniony.
4) Koszmar z ulicy Wiązów (1984)- muszę się do czegoś przyznać- przez dość długi czas „Koszmar z ulicy Wiązów” był dla mnie tym, czym dla muzyki gitarowej jest postać Jimiego Hendrixa lub dla kulturystyki Arnolda Schwarzeneggera- punktem odniesienia dla całego gatunku, symbolem idealnym, pomnikiem. Oczywiście zapewne są horrory lepsze fabularnie, bardziej nowatorskie, straszniejsze itd, ale to „Koszmar” jest moim zdaniem filmem, który najbardziej wrył się w kulturę masową i stał się niejako symbolem całego kina grozy (zwłaszcza dla tych, co tak jak ja, wychowywali się w latach 90 tych), To w końcu ten film dał nam postać Freddiego, postać, którą kojarzą chyba wszyscy ludzie na świecie, nawet jeśli nie znoszą horrorów. Moim zdaniem sam Michael Myers nie jest takim celebrytą jak Kruger. „Koszmar” uczynił też z Wesa Cravena króla horrorów i podobnie jak w przypadku Freddiego sprawił, że nazwisko reżysera stało się znane na całym świecie. Ja w wieku nastoletnim, niewiele interesując się reżyserami, wiedziałem kim jest ten facet. Królem horrorów. A sam film? Jest wybitny. Przerażający, z niesamowitym mordercą zagranym w sposób FE-NO-ME-NAL-NY przez Roberta Englunda (bez kitu, to jest dopiero kultowa rola), z świetnymi efektami specjalnymi i scenami morderstw tak pomysłowymi, że zostają w pamięci na zawsze. W sumie „Koszmar z ulicy Wiązów” chyba już zawsze zostanie w mojej świadomości symbolem dobrego horroru. To od tego obrazu zaczęła się moja fascynacja tym gatunkiem filmowym.
5) Martwe Zło 2 (1987)- Chociaż Martwe Zło jest horrorem genialnym, zasłużenie kultowym i sam Stephen King w swoim czasie (z tego co kojarzę) nazwał ten film „najstraszniejszym jaki oglądał”, na miejsce na tej liście bardziej zasłużyła jego druga część. I już tłumaczę dlaczego. Jedynka była filmem niskobudżetowym, w pewnym sensie niszowym i dopiero dzięki jej sukcesowi Sam Raimi mógł stworzyć film, o jakim marzył. I zrobił coś niebywałego, coś na co chyba nikt wcześniej się nie odważył! Praktycznie skopiował fabułę pierwowzoru, ale wprowadził taniec i śpiew szalone czarne poczucie humoru. I żebyśmy się źle nie zrozumieli, reżyser nie zrobił komedii o zjawiskach nadprzyrodzonych, wręcz przeciwnie, do brutalnego, pełnego przerysowanej, bezkompromisowej przemocy i przerażającego kina grozy przemycił pierwiastek czarnego jak smoła, ale jednak komizmu. To było tak niespodziewane, błyskotliwe i genialne w swojej prostocie, że do tej pory (po ponad trzydziestu latach!) rezonuje w kinie grozy i znajduje setki naśladowców. Jeśli w naszym zestawieniu umieszczamy obrazy, które miały niezaprzeczalny wpływ na swoje podgatunki w horrorze (lub nawet je stworzyły), to Evil Dead 2 musi się znaleźć na tej liście. Stworzył on coś więcej niż gatunek, stworzył jedyny w swoim rodzaju klimat, który stał się swoistym zjawiskiem w historii gatunku, i gdy gdzieś wystąpi (a występuje często), można go nazwać tylko w jeden sposób. Klimatem Martwego Zła. Poza tym kurde… SCENA Z JELENIEM!
6) Blair Witch Project (1999)- Wybór najoczywistszy z możliwych. Pod koniec XX wieku, gdy wydawało się, że w kinie grozy powiedziano już wszystko, ktoś wpadł na pomysł najoczywistszy z możliwych- przekonać widzów, że to, co oglądają na ekranie, to rzeczywistość. Stworzono formę, która nic nie kosztuje a daje niesamowite poczucie realizmu, zastosowano inteligenty wykorzystujący mistyfikację marketing i tak powstała zupełnie nowa odmiana horroru. Odmiana ta dawała takie poczucie realizmu i była przez to tak przekonująca i przerażająca, że wdarła się przebojem do powoli kostniejącego gatunku filmowego jakim był horror. Filmy found footage można dziś liczyć w dziesiątkach a pewnie i w setkach. I chociaż wiele z nich to schematyczne sztampy, to dostaliśmy też wiele perełek. A nawet te sztampy bezmyślnie kopiując film o wiedźmie z Blair, dają świadectwo tego, jaką wyjściowy pomysł pierwszego found footage miał silę rażenia. Tak czy inaczej dostaliśmy nową formę kina grozy, bez której dziś nie można już sobie wyobrazić nowoczesnego horroru.
7) The Ring (2002)- od razu zastrzegamy, że chodzi nam o „hamerykański” remake azjatyckiego oryginału, I jeśli komuś ten wybór wydaje się kontrowersyjny, to pamiętajmy, że piszemy w artykule nie o najlepszych horrorach a o horrorach, które odcisnęły piętno na gatunku w wymiarze ogólnoświatowym. Gdyby nie remake made in USA, Japonia być może nadal byłaby dla ogółu światowej publiki krajem kreskówek o dużych oczach, dziwnych porno fetyszy oraz „Kurosawy, no wiecie tego od tych samurajów”. Tymczasem, dzięki amerykańskiej przeróbce cały świat dowiedział się, że Azjaci mają patent na tworzenie być może najstraszniejszych ghost story, jakie można tylko sobie wyobrazić. Dziś już wiemy, że tzw „asiany” prawie w każdym przypadku gwarantują tzw. „obsranie się”, ale wtedy nie było to takie oczywiste. No i przez studnię amerykańskiego remaku na świat wypełzła Samara- dziś najbardziej znany archetyp morderczej zjawy, występujący już dosłownie wszędzie (nawet w naszym rodzimym Świecie według Kiepskich).
8) Piła (2004)- w świadomości laików w dziedzinie grozy, horrory dzielą się na dwie kategorie: klimatyczne historie o duchach ze świetną fabułą i mrocznym klimatem ( w domyśle- dobry horror) oraz horroru typu „nic, tylko krew i flaki” ( w domyśle- słaby horror). Tymczasem James Wan udowodnił „Piłą”, że przy odrobinie wyobraźni, nośnym pomyśle i dopracowaniu wszystkich elementów w błyskotliwy sposób, lecące na lewo i prawo flaki nie stoją w sprzeczności z przewrotną, wciągającą, pełną suspensu i dreszczyku historią a nawet mogą być do niej kolejną dodaną wartością. W „The Saw” cięcie, patroszenie i rozczłonkowywanie ludzi zostało faktycznie wyniesione na piedestał oraz level po prostu niebotyczny. Ale oprócz tego dostajemy historię błyskotliwą, zaskakującą, mroczną i pełną suspensu na tak wysokim poziomie, że trzeba to zobaczyć na własne oczy. No i mamy też antagonistę, którego śmiało można nazwać Hanibalem Lecterem XXI wieku. „Piła” udowadnia, że przy przemyślanej, błyskotliwej i angażującej historii (z olbrzymią dawką suspens,u nie zapominajmy!), wyrywanie kończyn nie jest przeszkodą. A nawet dodaje kolorytu i jest kolejnym klockiem horrowej układanki.
9) Domek w głębi lasu (2012)- ten wybór może być dla niektórych kontrowersyjny. Pewnie znajdą się i tacy, którzy powiedzą, że to nie horror. Ale jest. Jest to nawet posthorror albo neohorror, horror, który bierze oklepane motywy (w zasadzie wszystkie!!!) kina grozy i rozprawia się z nimi bezlitośnie. I podobnie jak niektóre inne filmy występujące na tej liście, wytyczył nową drogę twórczą. Gdy już wszystko zostało pokazane, można albo spróbować stworzyć nowy gatunek, albo wrócić do klasyki, albo też wybrać trzecią drogę- ową klasykę twórczo i z jajem przetworzyć. Sztuka zawsze zatacza koło i tak też zrobiła w horrorze. „Domek” dał nam swoisty horrorowy postmodernizm, który w sumie w ostatnich latach staje się coraz bardziej obecny w kinie grozy. Wystarczy wspomnieć takie filmy jak „Final Girls”, czy „Blood Fest” (i pewnie sporo innych), które podobnie jak „Domek” próbują bawić się konwencją. Ale „Domkowi w głębi lasu” mogą co najwyżej czyścić buty.
10) Obecność (2013)- ten wybór jest nawet dla nas kontrowersyjny. Ale trzeba stanąć w prawdzie- Obecności zawdzięczamy istny renesans kina grozy w ostatnich latach i olbrzymi wzrost zainteresowania tym gatunkiem filmowym (być może jeden z największych w całej jego historii). Nagle kameralne historie o duchach robione za niewielkie pieniądze mają szansę stać się blockbusterami. I chociaż James Wan w sumie odświeżył tylko stare patenty z filmów takich jak „Amityville” czy „Duch”, to zrobił to z takim smakiem, wyczuciem formy i zrozumieniem horrorowej materii, że po prostu rozbił bank i rozwiązał należące do producentów worki z kasą, worki, które dotąd były niedostępne dla twórców kina grozy. Zrobił tak to skutecznie, że mordy Valaków, Sralaków czy innych Annabellów można znaleźć już pewnie nawet i na deskach do prasowania. Tak… mamy już dość uniwersum Obecności, dość haseł na plakatach „nowy horror od twórców Obecności” mających przyciągnąć widzów do kin na seans byle szmiry, ale nawet i my stwierdzamy, że pierwsza część Obecności jest obiektywnie rzecz biorąc bardzo dobra. A wpływu jaki wywarła na rozkwit kina grozy ostatnimi laty nie da się przecenić.