SQUIRM – DŻDŻOWNICE
Na początek, pytanie konkursowe.
Co się stanie, gdy popieścicie waszą świeżo wykoszoną działkę potężną dawką prądu?
A. Dostaniecie zjebkę od taty i szlaban na telewizje.
B. Wystraszycie odpoczywające tam krowy, powodując u nich skurcze wymion.
C. Przekształcicie bytujące w ziemi, wijące się stworzonka w morderczych morderców, mordujących ludzi.
Jeśli zapuściliście żurawia na plakacik powyżej, odpowiedź będzie jasna i klarowna. Setki gnieżdżących się w glebie dżdżownic postanowiło urozmaicić swój jadłospis i skrzykując kumpli ruszyło na podbój małego miasteczka.
Tym, o czym należy wspomnieć w pierwszej kolejności jest ślamazarne tempo akcji, które odstręczy większość widzów. Kolejnym ważnym elementem rzutującym na całokształcie jest słaba gra aktorów oraz ich wyrazistość, a właściwie jej brak.
Poza szczerbatym przystojniakiem, który po ataku dżdżownic kompletnie ześwirował nie ma tu ani jednej ciekawej postaci.
Co zatem działa na plus tej produkcji?
Ogromna ilość drących się jak świnie robaków, kilka zapadających w pamięć zbiorowych ataków oślizgłych potworności i (nie)miły dla oka plakacik.
Film ten jest bardziej ciekawostką dla hardkorowych fanów horrorów, aniżeli porządną produkcją, do której można raz na jakiś czas wracać. Osobiście nie sądzę, żebym kiedykolwiek do niego powrócił, ale mimo wszystko czasu przy nim spędzonego nie uważam za zmarnowany.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: