Nie jestem fanem komiksowych adaptacji dzieł filmowych. Zwykle są one po prostu owych filmów promocją, lub, co jeszcze gorsze, tworzone są po to by wyciągnąć jeszcze trochę kasy na fali kinowego pierwowzoru. Na dodatek rysują je zwykle co najwyżej średni rysownicy a komiksowe przedstawienie filmowych historii (fabuł) bardzo często obnaża ich miałkość. Może ktoś powiedzieć, że to kontrowersyjny pogląd (odnośnie fabuł), ale zastanówmy się… przy wizualnych możliwościach dzieł X muzy, nawet gdy historia jest nijaka, zawsze możemy zostać oszołomieni tym, co widzimy na ekranie. Można powiedzieć, ze w komiksie też, ale przecież nawet nie w jednej dziesiątej w takim stopniu, a poza tym jednak sztuka komiksu ma troszkę więcej wspólnego z literaturą niż dzieła ze srebrnego ekranu, więc bez chociaż średniej historii ani rusz (sprawdzić czy nie Mobieus lub Bernie Wrigston). Mimo to przy Draculi byłem pełen optymizmu. Raz, że film, na podstawie którego powstał komis, sam jest adaptacją jednego z najważniejszych dzieł w całej historii literatury a dwa, że Mike Mignola. Tak… Mignola, pewnie znów wyrażę kontrowersyjny pogląd, ale jest to dla mnie absolutny „top trier” ilustratorów na planecie ziemia. A jeśli ktoś zna Helloby’a i mimo to tak nie uważa, to jest szansa, że Dracula go przekona. Ale o tym później.
Oczywiście fabuła jest praktycznie taka sama jak w filmie, co więcej, kadry komiksu często odpowiadają kadrom kinowego pierwowzoru, ale wcale nie uważam tego za wadę. Powieść graficzna uświadamia nam jak bardzo film jest „komiksowy” pod względem historii, ale też plastyki i aspektów wizualnych. Mam wrażenie, że wiedział o tym już Coppola dając nam tak bardzo wysmakowane ujęcia w swym dziele. Co wydaje się dziwne, te inne aspekty filmu w komiksie jeszcze zyskują, Możemy po prostu przystanąć i delektować się tym, jak to wszystko jest skomponowane. Poza tym jak wiadomo opowieść o Draculi to opowieść bardzo mroczna, ale też piękna i na pewien sposób głęboka. A czy może być lepsze narzędzie do uchwycenia tego mroku, głębi i piękna niż talent Mike’a Mignoli? Naturalnie narracyjnie wszystko też tu wypada znakomicie. Nie ma ani jednego zbędnego kadru, nie ma ani jednego kadru za dużo a historia się przez to „wyostrza”, w filmie z racji medium jest bardziej „rozmyta”. Komiksowy Dracula to jeden z niewielu (może jedyny) przykład „papierowej” adaptacji, która wyłapuje wszystkie zalety filmowego pierwowzoru, podkreśla je, wyostrza właśnie, stawia nam je jasno przed oczami. I to jest właśnie największa wartość Draculi Mignoli.
Druga to sam autor. Oczywiście możemy poprzestać na stwierdzeniu, że „Słowacki wielkim poetą był”, ale my nie poprzestaniemy. Za to powiemy, że Mike nie tylko wyłapał i uwypuklił wizualne piękno i mrok kinowej adaptacji ale nadał im własny niepowtarzalny sznyt. Albo film jest po prostu „mignolowski” albo rysownikowi udało się idealnie oddać plastyczny charakter narracji Coppoli a jednocześnie nadać jej swój indywidualny styl. Pewnie bardziej to drugie, a to nie lada sztuka. Że tak jest świadczy fakt, że Mike Mignola lekko zmienia tu swój styl. Oczywiście nadal mistrzowsko operuje czernią i kontrastem, ale w porównaniu z syntetyczną kreską, do której przyzwyczaił nas w swej flagowej opowieści o piekielnym dziecku, tutaj oferuje znacznie większy realizm (co może właśnie przekonać nieprzekonanych do jego zdolności). Udowadnia tym samym wielkiej kontroli nad swym warsztatem oraz tego, że potrafi zaprzęgnąć i modyfikować technikę w służbie wizualnej narracji. Nie muszę przy tym dodawać, że pod względem kompozycji i klimatu, to mistrzostwo świata. Na koniec tych wywodów o plastyce, dodam, że Mignoli fanem jestem już od czasów „Sanctum”, ale po po przeczytaniu (obejrzeniu) komiksu o Draculi, coś zacząłem się domyślać, że nie jest to po prostu facet, który wymyślił sobie genialnie klimatyczny a jednocześnie nieskomplikowany styl graficzny. Poczytałem to i owo i okazało się, że „ten facet” jest absolwentem mega prestiżowej uczelni artystów (Callfornia College of Arts), uczelni, której wychowankiem jest Bill Sienkiewicz a wykładowcami Baron Storrey i Kent Wlliams, jedni z najlepszych plastyków i ilustratorów naszych czasów- artystyczna elita, do której bez wątpienia należy też Mike Mignola.
Dracula o tyle nie jest komiksem idealnym, o ile opowiada znaną i w zasadzie nieskomplikowaną historię. Nie oferuje niczego nowego w kwestii fabuły, nie zaskakuje. Po za tym został wydany w czerni i bieli, co, jeśli by się przyczepić, można uznać za wadę, gdyż w oryginale był w kolorze i wyglądało to wspaniale (nie żeby Mignola w czerni i bieli był czymś złym haha). Poza tym jest świetny. Opowieść mimo, że znajoma jest przecież bardzo dobra, a to co zrobił z nią Mignola zasługuje na najwyższe zachwyty. Dodatkowo komiks jest super wydany, w dużym formacie i ze skanami oryginalnych plansz ołówkowych, które jeszcze bardziej uzmysławiają nam klasę, kunszt i formalne mistrzostwo autora. Daję bardzo mocne 8/10.