DONNIE DARKO
Hoł hoł hoł! Niby to nie święta, ale ja tam zawsze znajdę okazję żeby się napić. Tym bardziej, że skoro jest to dokładnie setna, jubileuszowa recenzja na tym zacnym blogu, to zgodzić się ze mną musicie, że koniecznie trzeba to oblać.
Tuż po reklamach, niczym Agnieszka Radwańska zaserwuje wam backhandem film, który zrobił na mnie piorunujące wrażenie, gdy oglądałem go kilka lat temu, ale nim to nastąpi, małe zapytanko:
Wiecie co nieco o czarnych dziurach, wiecznie zaginającej się czasoprzestrzeni i wstędze Mobiusa? Nie szkodzi, ja też chuja z tego wiem. Dziergam o tym dlatego, że wiedza ta przydałaby się wam (chyba) do zrozumienia istoty tego obrazu.
Donnie, młody chłopaczek z niewielkiej miejscowości, dostaje od Boskych sił proste, nieskomplikowane jak budowa odbytu zadanie, które polega na ratowaniu świata przed apokalipsą. Pomaga mu w tym tajemniczy człowiek, przebrany za psychodelicznego królika, który za diabły wszelakie nie jest w stanie rozstać się ze swoim kostiumem.
Przez jakiś czas występuje tu również ś.p. Patrick Swayze, a także wesoła kompania statystów i postaci drugoplanowych. Jest to jedyny film, który nie będzie miał skali porównawczej, opartej na wychlanych butelkach piwa. Dlaczego? Ponieważ różne stopnie upodlenia wpływają na ludzi indywidualnie, wzmacniając wrodzoną tępotę umysłu, bądź wynosząc człowieka na wyższe stopnie świadomości.
Dlatego właśnie tak trudno wydać obiektywną opinię na temat tego obrazu. Nie jest to rzecz dla wszystkich, dlatego radzę zaopatrzyć się w pięć piwek i stopniowo sprawdzać, jak upojenie współdziała ze zrozumieniem przesłania filmu.
Może tylko ja widzę w tym coś mega wciągającego i intrygującego? Chuj to wie, w każdym razie próba nie strzelba. Podejmijcie wyzwanie zaopatrzeni w artykuły pierwszej potrzeby i po seansie dajcie znać co myślicie.
Zdrowia!
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
[Wymaga indywidualnych testów]