„Diavolę” autorstwa Jennifer Thorne dostaliśmy od wydawnictwa MUZA w ramach współpracy recenzenckiej. Ucieszyłem się, bo pomyślałem, że miło będzie dla odmiany przeczytać coś, co nie jest Kingiem, Mastertonem, Edwardem Lee, Lovecraftem czy dziełem spod znaku polskiego horroru ekstremalnego. Chociaż przyznam, że miałem też lekkie wątpliwości,gdyż opis fabuły zapowiadał coś z gatunku horroru o nawiedzonych domach, czyli nudną „bezpieczną klasykę”. Na szczęście moje wątpliwości okazały się bezzasadne.
Książka opowiada historie rodziny bogaczy, która wyjeżdża na wakacje do maleńkiego włoskiego miasteczka i kwateruje się w rezydencji mającej mroczną przeszłość. Należy dodać, że owa rodzinka nie jest wzorem familii idealnej, już od pierwszego dnia czuć tarcia między jej członkami a im dalej tym gorzej. Do tego w wili zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Od razu pragnę uspokoić, że owe dziwne rzeczy, to tylko punkt wyjścia i o ile „Diavolę” można nazwać historią o duchu, to z pewnością nie jest to historia typowa w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Pierwsze pozytywne zaskoczenie świadczące o nietypowości to ciekawy bohater zbiorowy- dysfunkcyjna rodzinka. W żadnym wypadku nie jest to bohater pozytywny, ale to jest właśnie interesujące. Pierwsze rozdziały czyta się nawet trochę niczym soap opere. Członkowie familii kochają się i nienawidzą jednocześnie, każdy ma do każdy do każdego jakieś „ale” jednocześnie robiąc dobrą minę do złej gry. Z kolei dziwne wydarzenia zaczynające mieć miejsce w wielkim domu, chociaż typowe dla tego typu opowieści, nie tylko budują fajną atmosferę tajemnicy, ale dodatkowo podsycają ciężką atmosferę panującą pomiędzy urlopowiczami przenosząc ciężar historii w kierunku horroru psychologicznego.
I tym w rzeczywistości „Diavola” jest- horrorem psychologicznym, w którym obecność ducha jest jedynie katalizatorem prawdziwej grozy. Tej psychologicznej właśnie. Druga część powieści, w której główna bohaterka Anna wraca do Ameryki to już czystej wody pandemonium szaleństwa i psychodelii. Zmiana jest duża do tego stopnia, że zacząłem się zastanawiać, czy książka nie jest zupełnie o czym innym niż myślałem (miałem nawet skojarzenia z historiami typu „Babadook, czy „Lśnienie”- bardziej nawet w wersji filmowej niż książkowej). Nie powiem- lubię być tak zaskakiwany i o ile w pierwszym czasie momentami odczuwałem lekkie znużenie, o tyle o drugiej nie mogłem się oderwać. No i samo zakończenie nie zawodzi. Jest w nim sporo akcji i ma w sobie nawet coś „master tonowego”.
Czy „Diavola” ma wady? Oczywiście tak. Ale są one dość subiektywne. Pierwsza to taka, że moim zdaniem książka w środkowej części traci trochę tempo. Początek jest intrygujący, fajny psychologicznie a pod względem pomysłów na straszenie, choć nie jest odkrywczo, to na pewno bardzo klimatycznie. Ale gdy prawie doszedłem do połowy książki zacząłem odczuwać lekkie zniecierpliwienie, że fabuła się nie rozwija w kierunku bardziej namacalnej grozy i trochę człapie w miejscu. Na szczęście zwalczając to uczucie dotarłem do drugiej części historii, gdzie już naprawdę wybucha odpowiednio ciężkie psychologicznie szaleństwo.
„Psychologicznie” to w tym przypadku dobre słowo, bo jednak „Diavola” pod względem, że się tak wyrażę „fizycznego” aspektu grozy (tzw. „mięsa”) jest w miarę delikatna. Jako fan Edwarda Lee i Mastertona lubię jednak pewną dosadność, której „Diavoli” jak na mój gust trochę brakuje (mówiłem, że wady są czysto subiektywne). Oczywiście lubię też Kinga, który nie jest tak dosadny jak wspomniani wcześniej pisarze, ale to raczej wyjątek od reguły, poza tym szanuję go za „gawędziarstwo” i genialne w swojej prostocie pomysły. Taka dygresja. A co do meritum- nie obraziłbym się jeśli w „Diavoli” znalazłoby się ciut więcej wspomianego „mięsa”. No i trzecia wada- sposób w jaki bohaterka znajduje wskazówki do walki z zjawą nawiedzającą willę to pójście autorkie na ” łatwiznę”. Pewnie ja bym nic lepszego nie wymyślił. No ale ja nie jestem pisarzem.
Mimo wspomnianych wad „Diavolę” uważam za powieść bardzo udaną. Bo zaskakującą. Niby generyczne „ghost story” a tak naprawdę psychologiczny dramat grozy, w której obecność ducha jest tak naprawdę stresorem/katalizatorem dodatkowej warstwy grozy, która czyni z „Diavoli” opowieść nietypową a w drugiej części nawet fascynującą. Poza tym zbiorowy główny bohater jest w równej mierze niesympatyczny i interesujący ( i to właśnie dlatego interesujący, że nie sympatyczny). To też ważny aspekt oryginalności „Diavoli”. No i zakończenie co najmniej nie rozczarowuje.
A jak podliczę sobie wady, które wypisałem powyżej, to wyszło mi, że są trzy. W takim razie w mojej ocenie „Diavola” zasługuje na ocenę siedem w dziesięciostopniowej skali. Ale jest to siódemka bardzo mocna.
ocena 7/10
autor recenzji: GORO M