Piła tarczowa, noże rzeźnickie czy naręczne kosy to narzędzia mordu, którymi zabijać potrafi każdy, od psychopatycznego dostawcy kwiatów, po opóźnionego w rozwoju szklarza amatora. Gdy jednak w grę wchodzą garnki, trzeba nielichej precyzji i umiejętności, by za ich pomocą pozbawić głowy oponenta jednym, mistrzowskim zamachem.
Upiorny, przypominający ślepego templariusza zabójca uwielbia masakrować swe ofiary na różne sposoby, wykorzystując do tego nie tylko wspomniane przeze mnie garnki, ale także inne urządzenia kuchenne, a jedyną rzeczą jakiej się obawia jest… pesto. W tym akurat rozumiem go doskonale, gazy są po tym nieznośne.
Przeciwko jego mrocznym zapędom stają studenci, na czele ze swym wykładowcą, którzy muszą zakończyć szaleńczy festiwal zgonów wśród swych kolegów z uczelni, nim nie będzie z kim przesiadywać w kozie i wagarować.
Szybko okazuje się, że pomimo swej brutalnej natury, garnkowy demon gnieżdżący się w ciele nosiciela przejawia skłonność do ulegania emocjom i zakochuje się w pewnej studentce, która wcześniej, na zlecenie wykładowcy miała za zadanie owinąć go sobie wokół palca.
Gdy jednak ginie ona z rąk kuchennego mordercy, który domyślił się jej roli w spisku, wydaje się, że to koniec marzeń o pokonaniu bestii. Traf jednak chce, że na pogrzebie panienki nieoczekiwanie pojawia się jej siostra, która bierze na siebie odpowiedzialność za zgładzenie jej mordercy i wraz z ekipą łowców rozpoczyna polowanie.
Przez pierwsze pół godziny bawiłem się znakomicie, a żarty, choć niewysokich lotów fajnie współgrały ze scenami mordów i ogólnym wydźwiękiem produkcji. Niestety im dalej w to brnąłem, tym bardziej zaczynałem się nudzić, a uśmiech na mym ryjku pojawiał się rzadziej.
Gdyby skrócić całość do 45 minut, byłoby to nad wyraz zadowalające, a tak, film wydaje się być rozwleczony niczym wnętrzności sarny staranowanej przez pędzącego 120km/h Poloneza.
Fani dziwadeł będą się nieźle bawić po dwóch, trzech piwkach, ale reszta z was, niezaprawiona w idiotycznych produkcjach raczej nie znajdzie tu wiele interesującego.
4 komentarze
Najpierw "Atak wegańskich zombie", a teraz to! Skąd Ty bierzesz te tytuły?! 😀
Powiedzmy, że to dar, który wyssałem z mlekiem matki 😉 "Atak zmutowanego penisa z kosmosu" widziałeś ?:>
Nie, a dużo straciłem? 😛
Był całkiem spoko;p