Gdy kilku parapsychicznych zabudzaczy eterycznych wymiarów, pospolicie zwanych przez zwykłych ludzi „czubami” wparowuje do nawiedzonego domu pewnym jest, że stanie się coś cholernie złego.
Nie mówię tu o nagich, brzuchatych samcach podrygujących w rytm tytułowej piosenki ze „Zmierzchu” ani też o modnej ostatnimi czasy „skaryfikacji” nagle pojawiającej się na niegdyś pięknych facjatach.
Chodzi tu o coś tak potwornego, jak atak pszczół, kuszenie w nocnej koszuli czy lodówka pełna bebechów. Czujecie się przerażeni? I nie powinniście.
Bo choć motywy mające przyprawić widza o zawał są tu leciwe, to sama historia jest cholernie ciekawa, choć nieskomplikowana jak otwieranie piwa okładką „Przepisów Babuni”, także no… sami wiecie.
Grupa parapsychologów, którzy wtargnęli do dawnej willi Ellen Rimbauer, dawnej właścicielki doskonale wiedzą, że domiszcze jest nawiedzone i od cholery ludzi poginęło w nim w tajemniczych okolicznościach.
Każdy jednak ma jakąś cechę, która odróżnia go od zwykłego mugol… człowieka. A to „automatyczne pisanie”, prekognicja czy czytanie aury. Dla każdego coś miłego.
Pod opieką nie posiadającej żadnego talentu pani profesor wyruszają na podróż marzeń, która widza tego dzieła będzie kosztowała cztery godziny życia.
Dużo to czy mało, jest kwestią względną, mi ten dwuczęściowy telewizyjny film bardzo przypadł do gustu i choć znalazłem tu parę głupawych akcji rodem z niskobudżetowych szmir, to jednak całokształt jest nad wyraz zadowalający.
O ile oczywiście nie przeszkadza wam ślamazarna akcja.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=7vZlrlTbudw
Werdykt: