WARLOCK
–
CZARNOKSIĘŻNIK
Czy lubicie wspaniałe opowieści o burzliwych romansach, kazirodczych związkach i królach, pragnących w swym szale wyrżnąć sąsiednie królestwa?
No to źle trafiliście. Sorka, ale takich rozmaitości nie było jeszcze na tym blogu i wątpię, że w najbliższym czasie się pojawią.
Zamiast tego, mam dla was nie lada gratkę dla wielbicieli kina dla nieletnich….
W dziele tym, pewien mag o aparycji lekko podstarzałego efeba (poszukajcie sobie w Google) ucieka z pilnie strzeżonego więzienia i jak się później okazuje, przenosi się w przyszłość, by dalej siać zamęt wśród pospólstwa.
Jego celem jest zdobycie „Grand Grimoire”, satanistycznej księgi zaklęć rozdartej na trzy części i umiejscowionej w różnych miejscach.
Jego tropem podąża szlachetny, mściwy i zarośnięty jak pizda na wiosnę facet, który ma z nim zwadę sięgającą kilkuset lat wstecz.
Towarzyszy mu skora do dziwacznych, acz przyprawiających o rechot tekstów dziewoja, która pod wpływem uroku czarnoksiężnika ma tylko kilka dni na uratowanie swojego marnego żywota.
Łącząc siły, bohaterowie wypowiadają krucjatę czaro-mago-fircykowi i tuptają za nim niczym kalekie lemingi.
Na plus obrazu przemawia wiele absurdalnych, a zarazem śmiesznych scen, luźne podejście do tematu i wspomniane przeze mnie hasełka blond panienki.
Niedługo zabiorę się za kolejną część, lecz nim to nastanie, w następnej recenzji spodziewajcie się czegoś bardzo złego… nie mówcie później tylko, że nie ostrzegałem.
P.S. Przepraszam za gówniany plakat, ale nie miałem z nim nic wspólnego.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: