Czemu nie przepadam za konwencją found footage? Wydaje się, że ten styl nadaje się do opowiadania dość wąskiego spektrum historii natomiast tak kręci się już prawi co popadnie. Jeśli kompletnie nie trafiono z doborem formy do treści w filmie nie będzie wiadomo, o co chodzi, bo postacie łażą w niewiadomym kierunku, najczęściej bez sensu, robi się jakiś big brother taki, co bohater patrzy w lewo, patrzy w prawo, je śniadanie, kiedy ta Frytka wejdzie z Kenem do wanny? Z drugiej zaś strony jeśli dany temat bardzo dobrze współgra z found footage dostajemy jedno z trzech: albo Paranormal Activity, albo Blair Witch Project albo Rec. Tak czy kwak nie najlepiej. W zasadzie na szponach jednej macki można policzyć jakiś powiew świeżości w tym gatunku czy też twórcze wykorzystanie konwencji (powiedzmy the Den i Cybernatural, ale to był dowcip na raz a nakręcono go co najmniej dwa razy, Pouhekspee Tapes czy Atticus Institute stylizowane na full dokumentalny, ewentualnie Jako w piekle tak i na ziemi, gdzie dobór miejsca akcji znacząco podnosił sens kręcenia found footage).
Borderlands nakręcony w tej stylistyce w zasadzie jest dotknięty oboma wskazanymi grzechami. Po pierwsze dostajemy trochę właśnie Paranormal Activity (w pierwszej połowie filmu) a trochę Jako w piekle tak i na ziemi łamane przez Blair Witch Project. Kompletnie nic nowego.
Z drugiej zaś strony dostajemy sporo scen powodujących poczucie rozłażenia się akcji. Bohaterowie montują kamery. Kamery nie działają. Jedzą śniadanie. Paradują w bokserkach. Przez pewną część filmu, mimo że nie jest długi, wynudziłem się.
Jak to możliwe, że dostajemy te dwie wady, o których napisałem w sposób sugerujący, że się wykluczają? Ano dlatego, że niektóre poszczególne sceny były jak najbardziej pasujące do found footage (niestety w stylu ogranym przez inne filmy), ale cała historia już niekoniecznie. Film zaczyna się jak typowa historia zjawisk paranormalnych, kończy zupełnie inaczej, a całość sprawia wrażenie jakby reżyser nie miał pomysłu jak połączyć to w spójną historię więc zrobił found footage niejako na doczepkę.
Czy jest to zatem film zły? Otóż nie. Oprócz tego, że nie jest specjalnie twórczy i ma trochę charakterystycznych dla zbędnego ff zapychaczy, cała reszta jest okej. Przede wszystkim te sceny, do których obrana stylistyka pasuje, są nakręcone zgodnie z najlepszymi wzorcami gatunku- dostajemy trochę klaustrofobicznych ciemnych korytarzy, dostajemy trochę znienacka przesuwających się przedmiotów w rogu ekranu.
Dodatkowo bardzo fajny jest klimat wynikający z tematu historii oraz miejsca osadzenia akcji. Fabuła opowiada bowiem o grupie agentów Watykanu potwierdzających (bądź nie) zdarzenia o charakterze cudów, którzy tym razem mają misję zbadania dziwnych zjawisk w malej parafii. Mało jest filmów wykorzystujących tematykę religijną (oprócz tych o opętaniach) a ja np. bardzo lubię takie motywy. Rewelacyjny jest mały stary kościółek, w którym dochodzi do dziwnych zdarzeń. Jest bardzo klimatycznie a do tego aktorzy grają nieźle, czuć namacalność całego nastroju paranormal.
Jednocześnie w określonych momentach dzieją się rzeczy zaskakujące przez co akcja a to przyspiesza, a to skręca w sposób, którego dość trudno się spodziewać. Nie będę spojlował, ale zakończenie też jest…..dziwne (niektórzy zaliczą je na plus inni na minus)
Ostatecznie jest to film do obejrzenia na raz i po tym jednym razie raczej powinno się być zadowolonym. Chyba, że ktoś wyjątkowo nie cierpi found footage. Dla tych, co jednak to lubią, to film, mimo że odtwórczy co do formy, na tle innych ff będzie się wyróżniał pozytywnie ze względu na klimat i tematykę nieczęsto spotykane w tym gatunku.