BLARGHAAAHRGARG
Ciężko zrelaksować się we własnym domostwie, gdy natarczywy kot wyposażony w gogle i udarówkę wierci za kanapą, dzieciarnia bierze się za połykanie klocków Lego, a teściowa kręci się jak duch, wydreptując pantoflami wciąż te same trasy.
Jeszcze gorzej jest natomiast, gdy dziwny stwór pożera ci część domowego asortymentu, wraz z kotem i babcią.
Pewnie dla niektórych z was, którzy faszerują się dopalaczami jest to kompletna normalka kiedy wracacie z imprezy, ale pewien spec od zwalczania szkodników doświadczył takiej akcji na trzeźwiaka.
Po niezbyt sukcesywnych wizytach u kilku klientów, nasz bohater przyniósł do domu pasażera na gapę, jakim był karaluch, który wcześniej został oblany chemicznym specyfikiem.
Potworność urosła w ciągu nocy i zaczęła zagrażać domownikom. Ot cała fabuła, nieskomplikowana i przyznam się szczerze, niezbyt wciągająca.
Po gościach, którzy odpowiedzialni byli za „Bananowego matkojebcę” spodziewałem się więcej finezji, lepszych efektów i zabawnej rozpierduchy, a tego tutaj wybitnie zabrakło.
Co prawda recenzowany tu film powstał sporo wcześniej niż opowieść o bananowej apokalipsie, więc można stwierdzić, że autorzy dopiero szlifowali przy nim swoje umiejętności.
Wyszło nieźle, ale dupy z żadnej strony to niestety nie urywa.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=fhH7SZG2qWo
Werdykt:
2 komentarze
Numer z kotem jest już opatentowany przez Izzarda 🙂
Wiem, uwielbiam typa 😀