Autor: homer

Gry

Wyławiania pereł ciąg dalszy. Jak się by zastanowić to większość dzieł z gatunku horror, które uważam za genialne a niedocenianie, są grami komputerowymi. Oczywiście są też filmy, ale jednak większość to gierki. Pewnie bierze się to z faktu, że nie jestem jakimś zapalonym graczem i po prostu jestem nie uświadomiony. Być może część z tytułów, o których myślę, zbiera wśród fanów komputerowej rozrywki tzw. „propsy” a ja po prostu nie mam o tym pojęcia. Na pewno jest jednak gierka, która często jest we wszelkich zestawieniach niedocenianych dzieł kultowych. Tą gierką jest Vampire The Masquerade:Bloodlines. Zanim rozpocznę swoje peany, najpierw garść…

Czytaj dalej

Trzeba przyznać, że ostatnie moje spotkania z francuskim kinem grozy były nad wyraz udane. Jak się tak zastanowić to zasługa oryginalności stylu, w jakim opowiadane były filmy, które ostatnio oglądałem. I o ile Haute Tension stanowił obraz dość mocno siedzący w klasyce, rozwinięty jednakże według pomysłowej stylistyki , to dopiero jednak Sheitan doprowadził sposób opowiadania historii do granic dziwaczności. Z jednej strony można powiedzieć, że film ten również czerpie z dorobku ogranych gatunków horroru. Trochę to i prawda. Ale szybki research pokazujący jak się o tym pisze, wskazuje jednak, że i z taką oceną  jest pewien problem, bo zauważa się,…

Czytaj dalej

Zwrot „polski horror” odbieram raczej oksymoron. Nie, żebym był ekspertem (oglądałem jedynie „Porę mroku”), ale trochę interesowałem się tematem i zdaje mi się, że polskie obrazy z tego gatunku („Legenda”, „Powrót wilczycy”, „Klątwa doliny węży itd.”) nie są czymś, co by mnie porwało. Wspominam o tym dlatego, że dziełko, które jest tematem tej recenzji, jest właśnie dziełem grozy z naszego rodzinnego kraju. Dlatego włączałem go z pewnymi wątpliwościami. Jeśli miałbym scharakteryzować fabułę, to najkrócej byłoby powiedzieć, że jest to takie „Wesele” Smarzewskiego, tyle, że w wersji nadprzyrodzonej. Mamy tu więc typową wiejską, wielką imprezę, z jej charakterystycznym klimatem i zabawą…

Czytaj dalej

Obejrzawszy drugi (po Strange Circus) film z dorobku Siona Sono tj. Krąg Samobójców, olśniło mnie niczym pewnego urzędnika szwajcarskiego urzędu patentowego na widok malarza spadającego z drabiny i ukułem równie elegancki w swoje prostocie, a jednocześnie opisujący szalenie skomplikowane zjawisko, wzór (gdzie S- Sion Sono, A-azjatyckie kino grozy i współczynnik P- poetyckość, ze szczególnym uwzględnieniem dojmującego smutku oraz domieszki groteski). S=AP2 W zasadzie, jak napisałem, konsekwencje tego równania są z jednej strony niby proste, ale z drugiej bardzo trudno uchwytne. Filmy Siona Sono (widziałem, aż dwa, zatem nie znam się, ale się wypowiem!) mają na siebie pewien powtarzalny patent (nazywa…

Czytaj dalej

„I am the pretty thing that lives in the house” to film, co do którego miałem złe przeczucia. Przed włączeniem zrobiłem szyki research w internecie i to, co znalazłem, zasiało we mnie wątpliwości. Zapowiadało typowe, nudne, snujące się ghost story, pozbawione prawie w ogóle akcji. Z drugiej strony obraz okazał się dziełem twórców „February”, horroru, który podobał mi się szalenie! A przecież w „February” też był obrazem prawie pozbawionym akcji, nastawionym na klimat i atmosferę. No więc  pojawiła się iskierka nadziei, że w „I am pretty thing…” będzie podobnie. I odpaliłem. Oto skrót fabuły (który sam popełniłem na horroryonline.pl, ha!): Młoda…

Czytaj dalej

Dziś znowu będzie krótko. Choć zazwyczaj krótkie recenzje przytrafiają mi się w stosunku do filmów, które mi się nie podobały (sprawdzić czy nie  Sadako kontra Kayako) to tym razem będzie inaczej. Bo Outcast oglądało mi się całkiem przyjemnie. Tak jak pisałem o Last Shift, że można podsumować ten horror słowem: klimatyczny, tak o Outcast mógłbym napisać, że keyword (w zasadzie bliski) to: stylowy. Film ten prezentuje starą szkołę horroru, stopniowego budowania klimatu i aury tajemniczości, bez nadużywania jakichś wariackich środków, opowiadając przy tym jednocześnie jedną z klasycznych historii z podręcznika horroru. Jest w tym jakaś magia. W gruncie rzeczy moje…

Czytaj dalej

W ostatnio popełnionej przez mnie recenzji napomknąłem, że ostatnimi czasy nie mam szczęścia przy wyborze horroru na wieczór. Trafiają mi się same słabizny. Ale napisałem także, że przy porównywaniu owych samych ze sobą, część z nich nagle zdaje mi się lepszymi niż to mi się wydawało zaraz po seansie. Szczególnie zestawiając z jednym wszystkie pozostałe zyskują. Tym „kaszanem” jest „The chosen”. Wiecie co, oglądając, przez cały czas czułem się jak kot z mema „co ja pacze”. Nie wierzyłem własnym oczom. A wziąłem poprawkę na fakt, ze jest to horror tzw. niskobudżetowy (taki „telewizyjny”). Mamy więc w filmie drewniane aktorstwo, brak…

Czytaj dalej

No długo, długo wybierałem jaki se tu serial grozy odpalić. Nie mogłem się zdecydować, za to Homer dyskretnie za każdym razem podpowiadał „a może Psychoville”, „czemu nie Psychoville”, „ja to myślę nad tym Psychoville” and so on, and so on. Muszę przyznać, że intuicja go nie zawiodła (że warto bo jeszcze nie oglądał) i mnie też (że zaufałem jego intuicji). Szalenie mi się te serial podobał. Przede wszystkim jest mocno dziwaczny, a my chętnie przytulimy każdy przejaw oryginalności. Po drugie, nie wiem jak będzie u Was, ale na mnie działał szalenie rozluźniająco- potrzebowałem takiej niezobowiązującej rozrywki, bez napięcia, z kalejdoskopem…

Czytaj dalej

Jak już pewnie wcześniej pisałem, admini dobryhorror.pl postanowili poszerzyć swoje literackie hor(ror)yzonty, które do tej pory z grubsza ograniczały się Stephena Kinga i Grahama Mastertona (z małymi przerwami na Deana Koontza). W tym celu sięgnęliśmy po Edwarda Lee (strzał w dziesiątkę), Clive’a Barkera i ostatnio Jamesa Herberta. Ja osobiście po Herberta sięgnąłem tym chętniej, że jego powieść „Inni” uważam za jeden z najlepszych i najbardziej oryginalnych horrorów, jakie czytałem w całym swoim życiu! (oprócz niej czytałem jeszcze mini powieść „Jonasz”, ale ta mnie rozczarowała). „Dom czarów” rozpocząłem więc z nadzieją, lecz także i ze sceptycyzmem. Przyczyną dystansu do lektury była…

Czytaj dalej

Oj, jak tylko zobaczyłem na horroryonline.pl, że rzeczywiście jest taki pełnometrażowy film jak Sadako vs Kayako ( a nie jest to tylko jakaś fanmade porównawcza recenzja czy coś w tym stylu) wiedziałem, że muszę to czym prędzej obejrzeć. Jednocześnie wiedziałem też, że będzie to doświadczenie mocno masochistyczne, bo powszechnie wiadomo, że wszelkie ikoniczne versusy (np. Freddy vs Janson) z definicji są głupawe i można je nakręcić jedynie źle. To samo w sobie jest jeszcze nic złego, bo  równocześnie jest to idealny, wdzięczny temat, na kino czysto rozrywkowe spod znaku filmów „dobrze złych”(kazus opisywanej wcześniej „Śmierci w Tombstone”). Nijak to mi jednak nie…

Czytaj dalej