Zwykle gdy odpalam horror, oczekuję porażającej grozy, szarpiących nerwy scen lub choćby tajemniczej i klimatycznej atmosfery. Ale nie zawsze. Czasem jest tak, że po ciężkim tygodniu mam ochotę na coś sprawdzonego, rozluźniającego, po prostu fajnego. Chęć na taki film miałem, gdy włączałem „Don’t hang up”. Obraz ten opowiada o grupie nastolatków, którzy mają taki pomysł na siebie i spędzanie wolnego czasu, że robią nieznajomym tzw. „pranki” przez telefon, nagrywają z nich relację i wrzucają je do internetu. Dowcipy choć pomysłowe, są też nieodpowiedzialne a dla wkręconych stanowczo nieśmieszne. Oczywiście więc nasi bohaterowie mają rzesze fanów i oczywiście, jak łatwo się…
Autor: homer
Jakiś czas temu, przy okazji recenzji filmu pt. Wij, napisałem, że o to właśnie obejrzałem dwa filmy, które mam zamiar zrecenzować, choć za wiele nie da się o nich napisać, bo albo nie bardzo się da albo się nie powinno. Jednym z nich był Wij właśnie, drugim zaś, tym o którym nie powinno się napisać zbyt wiele (żeby nie zdradzić, czego zdradzać nie można) jest Dom Snów. Fabuła prezentuje się mniej więcej tak: mający na koncie szereg sukcesów wydawniczych Will Attenton (Daniel Craig) wyprowadza się wraz z żoną Libby (Rachel Weisz) oraz dwiema córkami z Nowego Jorku i zamieszkuje w…
I znów się nazbierało filmów do zrecenzowania. Naprawdę sporo tego. Teoretycznie powinienem wziąć teraz dzieło z dołu listy i je opisać, ale mam zamiar uczynić (znów) wyjątek od tej zasady. Ostatnio poza kolejnością opisałem obraz „February”, który był na tyle dobry, że chciałem podzielić się wrażeniami jak najszybciej. Tym razem jednak zrobię to z pobudek całkowicie odwrotnych (Adso z Melku powiedziałby- podąża drogą nie mniej cnotliwą, lecz w kierunku zupełnie przeciwnym)- opiszę film poza kolejnością, żeby jak najprędzej przestrzec potencjalnych widzów przed… no… po prostu badziewiem (Kapitan Wagner mógłby powiedzieć- nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które dostatecznie obelżywie…
Kiedyś napisałem, że najtrudniej recenzować filmy przeciętne. Potem jednak minęło trochę czasu i obejrzanych filmów i doszedłem do wniosku, że może z tym to jeszcze nie jest tak źle. Zawsze można zrobić sobie wprawkę ze stylu : jak dużo mówić i nic nie powiedzieć (uwierzcie mi, umiejętność przydatna w życiu!), a całość spointować jakimś onelinerem, że „raz tak a raz kwak” (jak mawiał Kaczor Donald), „bardzo dobrze- dostateczny” (jak mawia pewna ikoniczna postać z mojego osiedla), albo „To są dobre i złe Drolle? Zupełnie jak ludzie Funky, bez żadnej różnicy” (okej, to ostatnie może niekoniecznie, ale zawsze chciałem to gdzieś…
Mam problem z tym filmem. Właściwie to bałem się go oceniać i cały czas odkładałem chwile, żeby zacząć. Bo tak naprawdę nie wiem co sądzić i mam wrażenie, że czy napiszę, że obraz jest ekstra, czy beznadziejny, to tak naprawdę w obu przypadkach będę miał rację. Dodatkowo interenty nie pomogły w wyrobieniu sobie zdania, ponieważ próżno szukać jakieś recenzji o tym dziele. Normalnie film widmo. A może wszyscy, co go obejrzeli zmarli po siedmiu dniach? W każdym razie ja, admin dobryhorror.pl, żyję, więc muszę podjąć się wyzwania przetarcia recenzenckich szklaków w w związku z „Tu mieszka Diabeł”. Już nawet fabułę…
Jedyną rzeczą jakiej powinniśmy się obawiać jest sam strach Ten szalenie trafny cytat (którego autorstwo internety przypisują Rooseveltowi albo Churchillowi, a jak to jest naprawdę, nie czuję potrzeby dalej weryfikować, jako że, jak każdy geek-wannabe, większość mądrości życiowych, także i tę, poznałem z komiksu, zatem w moim przypadku autorstwo cytatu moja pamięć przypisuje…Batmanowi) mógłby z powodzeniem posłużyć za motto „Paniki”. Ja natomiast mogę mottem tej recenzji uczynić parafrazę tego cytatu np. w brzmieniu: „jedynym autorem, który może być bardziej jak Masterton niż sam Masterton jest sam Masterton”. Czy jakoś tak. Książka zaczyna się mocnym akcentem czyli śmiercią całej drużyny skautów,…
Coś czuję, że będę się powtarzał pisząc, że fan piekielnych klimatów w horrorach nie ma łatwego życia. Osobiście uwielbiam dzieła, w których clou fabuły polega na próbie sprowadzenia diabła, szatana, belzebuba, armagedonu, czyli krótko mówiąc, zrobieniu ziemi tzw. jesieni z d**y średniowiecza. Niestety większość filmów grozy z gatunku hell/devil sprowadza się raczej do kameralnego opętania. Jakoś zawsze mi się wydawało, że wszystkie tego typu obrazy są do siebie podobne, więc nie odpalałem. Jednakże, z czasem pomyślałem, że mój pogląd jest błędny, w końcu ile widziałem takich filmów? Niewiele. Uchwyciwszy się więc tej myśli, włączyłem „Firstborn”. Od razu napiszę, że faktycznie…
Mam słabość do komedio-horrorów, horrorów na wesoło, pastiszów, parodii a nawet jajec z gatunku i całej campowej zabawy sięgającej po co bardziej znane chwyty z danego gatunku. Słabość mam do tego stopnia, że dobrze bawię się na takich filmach i dobrze oceniam nawet takie filmy, do których mógłbym się nawet mocno przyczepić bo albo to dowcipy latają naprawdę nisko, jak choćby w Hell Baby albo z kolei wśród kilku dobrych momentów w filmie jest sporo zapychaczy, na których można usnąć, jak choćby w Zarżniętych Żywcem. Na szczęście Hotel Umarlaków nie powiela ani błędów Hell Baby ani Zarżniętych Żywcem. W zasadzie nie…
„Havenenhurst” wybrałem z kolejki do zrecenzowania dlatego, że ostatnio opisywaliśmy inny obraz (chodzi o „Masakrę w Hollywood”), który ma sporo wspólnego z dziełem, które jest tematem niniejszej notki. Łatwiej jest mi oceniać, gdy (choćby wewnętrznie, na potrzeby analizy) porównuję obejrzany twór z jakimś innym, podobnym. No więc w „Havenhurst” miejscem akcji jest olbrzymi budynek mieszkalny, w którym przydział na lokal dostają ludzie, którzy wyszli z nałogów, zwalczyli swoje demony czy ogólnie odbili się od dna. Główna bohaterka to alkoholiczka, która po terapii dostaje w budynku mieszkanie, w którym to mieszkaniu rezydowała jej przyjaciółka, obecnie zaginiona. Przybytkiem zarządza zaś starsza pani…
Film pt „Krwawa masakra w Hollywood” jest takim bardzo szczególnym przypadkiem horroru, który jest jednocześnie przypadkiem typowym, jednocześnie bardzo wiernym regułom swojego gatunku, a jednak takim, których nie ma znowu aż ta wiele, na pewno nie tyle, żebyśmy nie życzyli sobie więcej. Na potrzeby recenzji określę go sobie mianem „idealnego horroru nieidealnego” . Wiem, enigmatyczny wstęp, spróbuję się wytłumaczyć, ale najpierw krótko o fabule. Film opowiada o młody małżeństwie, które wprowadza się do dużego apartamentowca, który wygląda (a zachowania mieszkańców dodatkowo zdają się to potwierdzać) jakby miał historię. Kiedy zaczynają ginąć mieszkańcy, okazuje się, że faktycznie ją ma, a jest…