Pijany? Ja? Nie dotarłem jeszcze do krainy pijaków. Ale dostrzegam ją bez lunety Jeśli pojmujesz, co mam na myśli, mój puchaty przyjacielu Sandman. Władca Snów. Morfeusz. Sen z Nieskończonych. Zebranie jego historii było moim, jak dotąd, najważniejszym komiksowym celem, odkąd tylko rozpocząłem swoją komiksową pasję. Realizacja tego celu zajęła mi około 3 lata i teraz, po ostatnim Międzynarodowym Festiwalu Komiksów i Gier, na który wybrałem się właśnie z jasno sprecyzowanym zamiarem zakupowym, mogę wreszcie powiedzieć: „Mamy to!” I jednocześnie teraz, gdy ta historia dobiegła końca, pozostałem z dylematem, co do którego obawiałem się, że jego rozstrzygnięcie zająć mi może kolejne…
Autor: homer
No dobra, czas wreszcie zająć stanowisko w temacie nowej wersji „TO”, która święci triumfy w kinach całego świata, i która, w związku z tym, została już opisana, recenzowana i rozłożona na czynniki pierwsze zapewne pełno razy (ale nie zgłębialiśmy tematu, gdyż chcieliśmy podejść do tematu z czystą głową), ale jeszcze nie przez dobryhorror.pl!- samozwańczych ekspertów od horrorów i absolutnych fanów grozy w każdym jej kulturowym aspekcie. Co do fabuły, to nie ma co się rozpisywać, bo każdy na pewno wie, o czym opowiada, a jeśli nie to odsyłam do naszej recenzji wersji z 1990 roku. Napiszę tylko, że wersja z…
„To” jak wszystkim wiadomo (z wyjątkiem tych, którym nie wiadomo) to przede wszystkim i najpierw opasła powieść Kinga uważana często za jego najlepszą książkę, a zawsze za jedną z najlepszych. Dopiero w następnej kolejności powstał na podstawie książki mini serial, czy też maxi film (ponad 3 godziny) – czyli ekranowa wersja „To” („Tego”?) z 1990. No i wreszcie obecny hypowana adaptacja z 2017, która, jak wszystkim wiadomo (z wyjątkiem tych, którym nie wiadomo), została podzielona na dwa filmy, zatem całość będzie jeszcze dłuższa niż wersja z 1990. Aha, Książka ma coś około 1100 stron. Ogólnie rzecz ujmując łatwo się domyślić,…
Pewnie już o tym pisałem, ale napisze jeszcze raz- prapoczątkiem, „wielkim wybuchem” idei stron Dobryhorror.pl i Horroryonline.pl był seans koreańskiego horroru „Opowieść o dwóch siostrach. Obraz ten, oglądany przez przyszłych adminów wyżej wymienionych stron, zrobił na nich (adminach, nie stronach) tak wielkie wrażenie, że rozbudził (albo przywrócił) fascynację kinem grozy. Drugim takim filmem był „Shutter”. Też oczywiście koreański. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że „Lustro” jest również przedstawicielem kina koreańskiego, a dodatkowo mignął mi w co najmniej jednym (z licznych, obecnych w interntetach) zestawieniu najlepszych horrorów ever. Powody, żeby obejrzeć miałem więc duże. No i jeszcze oglądałem amerykański remake,…
Recenzja zawiera spoilery! Wirus to serial, za który odpowiada Guillermo del Toro, a jak bardzo zasłużona to postać dla kina grozy to chyba wszyscy wiedzą. To był od początku bardzo dobry powód żeby zapoznać się z tym dziełem. Drugim był fabularny punkt wyjścia, który prezentuje się mniej więcej tak „po wylądowaniu Boeinga na lotnisku Kennedy’ego załoga samolotu nie odpowiada na wezwania radiostacji. Zaangażowani w akcję ratunkową epidemiolodzy odkrywają, że poza czterema pasażerami cała załoga jest martwa a na pokładzie znajduje się trumna. Wkrótce grupa naukowców wraz z dr Ephraimem Goodweatherem (Corey Stoll) na czele mierzy się z nowym, nieznanym dotąd…
Gdy wybierałem film na wieczór i przypadkowo wylosował mi się „Motel”, zrobiłem błyskawiczny research. Okazało się, że prawdopodobnie będzie to obraz z gatunku „home invasion” nawiązujący do tematyki snuff movies (oboma tymi motywami nie przepadam, a nawet wręcz ich nie trawię). Ale okazało się też coś innego. Otóż w „Motelu” główną rolę gra „NOT SURE” ( Luke Wilson zawsze będzie mi się kojarzył z głównym bohaterem jedynego w swoim rodzaju filmu „Idiokracja”). No i po prostu nie mogłem nie odpalić. Fabuła, jak to w takich horrorach bywa, jest nieskomplikowana. Oto mamy młode małżeństwo, któremu w trasie psuje się samochód. Chcąc…
Dużo osób polecało mi Klucz do koszmaru jako tzw. Dobry Horror. No więc wreszcie go obejrzałem. I trudno ocenić ten film z tego względu, że ……..nie ma się do czego przyczepić. Najtrudniej jest recenzować filmy w zasadzie bezbłędne, a takim filmem jest właśnie Klucz do koszmaru. Film ten stanowi obraz z pogranicza thrillera i horroru, coś, co my na Dobry Horror nazywamy gatunkiem „mystery”. Realizacja filmu w tym stylu, oczywiście udana, wymaga dwóch rzeczy: po pierwsze ciekawej historii, pod drugiego czegoś tak trudno uchwytnego i definiowalnego jak „wyczucie klimatu”. Na szczęście Klucz do koszmaru ma obie te cechy. Po pierwsze…
Mam wrażenie, że z horrorami, których akcja rozgrywa się w kosmosie jest tak, że albo się jest fanem, albo generalnie się jest, jak to się mówi, „na nie”. Ja sam mam trochę tak, że raczej bywam sceptyczny i rzadko wybieram takie kino. Co trochę dziwne, gdyż przecież „Obcego” uważam za super film a „Ukryty wymiar: to już w ogóle za mistrzostwo świata. A mimo to raczej nie wybieram do obejrzenia dzieł grozy dziejących się w przestrzeni kosmicznej. „Pandorum” odpaliłem właściwie trochę wbrew sobie. Ale nie żałuję. Jak nie trudno się pewnie domyślić, akcja filmu rozgrywa się na olbrzymim statku kosmicznym…
Dziwna kolejność, co prawda, bo to serial Egzorcysta skłonił mnie do nadrobienia zaległości, co do filmu pod tym samym tytułem. Serial, z początku, podobał mi się bardzo. Gdy obejrzałem film ostatecznie moja optymistyczne spojrzenie na serial, oczywiście uległo pewnemu pogorszeniu. Zatem ostatecznie: czy warto? Uważam, że tak. Serial Egzorcysta, co nie powinno nikogo dziwić, zasadniczo opowiada historię pewnego opętania oraz walki jaką musisz stoczyć dwóch egzorcystów z demonem, który za to opętanie odpowiada. Serial jest w zasadzie bezpośrednim nawiązaniem do jego wielkiego filmowego pierwowzoru, nie powiem jakim, żeby zbytnio niespojlować, ale dwa twisty, które następują gdzieś tak w odcinku 5…
Ponieważ dawno nie było recenzji gierki, zapodajemy takową. Na tapetę bierzemy dosyć wiekowe już dzieło- Dungeon Keeper 2. Zanim jednak przejdziemy do konkretów będzie mała refleksja. Otóż, gdy byłem w szkole podstawowej, miałem taki fantastyczny komputer Amiga 600, a był on fantastyczny dlatego, że każda niemal gierka, którą na nim odpalałem, sprawiała wrażenie fantastycznej. Były to więcej niż gry, były to światy czekające na odkrycie, wciągały, pochłaniały, dawały niesamowitą ilość frajdy. Teraz, dwadzieścia lat później, nadal sporo pogrywam, ale ze świecą szukać takiego tytułu, który dostarczył by podobnych wrażeń, jakich dostarczały tytuły z mojej młodości. Przyszło mi nawet na myśl,że…